Kiedy moja babcia była mała, w jej wiosce mieszkało dużo ludzi, i to młodych, nie to, co teraz. Na obrzeżach wsi mieszkała rodzina z 12 dzieci. Ich ojciec zmarł, kiedy najmłodszy syn miał sześć miesięcy. Byli osobami wierzącymi i zawsze żyli w zgodzie i harmonii, do czasu aż najstarszy syn, Kazik, nie przyprowadził do domu […]
W tamtym miesiącu byłyśmy u Oli, wczoraj bawiłyśmy się u mnie w domu, a za dwa tygodnie ma nas zaprosić do swojego mieszkania Gabrysia. Ale teraz w naszej grupie nie jest już tak wesoło i nasze panie są bardzo zmartwione. Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, kiedy do naszej grupy przyszła nowa koleżanka. To było w poniedziałek. Obserwowaliśmy z panią Jolą przez okno ptaszki, które przyleciały do naszego karmnika i padający śnieg na dworze, gdy do sali weszła pani dyrektor i powiedziała: – Od dzisiaj będzie do waszej grupy chodziła nowa koleżanka. Ma na imię Ewka. Pani Jolu, proszę zaopiekować się nową dziewczynką. Kiedy pani dyrektor wyszła, pani Jola trzymając za rękę Ewkę, powiedziała: – Usiądźcie wszyscy w kole na dywanie. Przywitamy się z nową koleżanką. Wszyscy zebraliśmy się na dywanie i spoglądaliśmy na Ewkę z zaciekawieniem, ale ona stała wyprostowana i w ogóle na nas nie patrzyła. Kuba zaczął coś szeptać Dawidowi na ucho i chichotać, ale pani uśmiechnęła się i powiedziała zachęcająco: – Opowiedz nam, Ewuniu, coś o sobie. – Jestem Ewka Więckowska. Przyjechałam z Warszawy – zaczęła Ewka – mój tata jest senatorem, a mama lekarzem. Jestem bardzo inteligentna, umiem już czytać i za dwa miesiące będę miała siedem lat. Chodzę na prywatne lekcje francuskiego i zajęcia teatralne. W przyszłości będę aktorką albo malarką, bo babcia mówi, że maluję najpiękniej na świecie. Ewka zamilkła, patrząc wyczekująco na panią Jolę, z twarzy której zniknął serdeczny uśmiech. W sali było cicho jak makiem zasiał. Po chwili pani powiedziała: – Teraz my się przedstawimy nowej koleżance. Ja jestem pani Jola, a to jest... Każde z nas kolejno mówiło swoje imię. Później pani powiedziała, żebyśmy zaprosili Ewkę do wspólnej zabawy. I wtedy się zaczęło: – Ty masz okulary i nie możesz z nami się bawić – powiedziała Ewka do Joasi. – Dziewczynka z rudymi włosami absolutnie nie może sprzedawać w sklepie – skomentowała Ewka, kiedy miałyśmy zamiar się bawić w sklep i za ladą stanęła Ania. – Ale ty jesteś piegowaty! – krzyknęła do Maćka. – Ewelina jest gruba i nie może być modelką – powiedziała Ewka do nas, kiedy przygotowywałyśmy się do pokazu mody. Gdy chcieliśmy się bawić w teatrzyk, Ewka wykluczyła z zabawy Kamila, bo się jąkał, a Justynkę dlatego, że jej zdaniem była za niska. Powoli chęć zabawy z nową koleżanką malała i pomysły zaczęły się kończyć. Jakoś do tej pory nie przeszkadzały nam podczas zabawy okulary Joasi ani piegi Maćka. Dzisiaj po śniadaniu pani posadziła nas wszystkich w kole i smutno powiedziała: – Zauważyłyśmy z panią Basią, że w naszej grupie jest problem. Nikt nie chce się bawić z Ewunią. Jest waszą nową koleżanką i jest jej przykro. – No właśnie! – wtrąciła niegrzecznie Ewka. – Oni w ogóle nie chcą się ze mną bawić, proszę pani! – Bo ona powiedziała, że jestem piegowaty! – oznajmił Maciek. – A mnie zabroniła sprzedawać dlatego, że mam rude włosy! – dodała Ania. – Ja według niej jestem za gruba! – dodała Ewelinka. – A mnie zabroniła się bawić dlatego, że jestem za mała – powiedziała cichutko Justynka łamiącym sie głosem. – I dlatego nie chcemy się z nią bawić, proszę pani – podsumowała Gabrysia. – To nam jest przykro, że tak mówi o naszych koleżankach – dodała Ola. Pani Jola miała bardzo zatroskaną minę. Bliżej Przedszkola, nr. 7-8, 2013
Chords for Piosenka dla Babci i Dziadka - kiedy babcia była mała.: F#, B, E, G#7. Chordify is your #1 platform for chords. Grab your guitar, ukulele or piano and jam along in no time.
Odpowiedzi Ale nie wiesz jak się pisze opowiadanie , czy coo ? ;D BunnySM odpowiedział(a) o 18:59 Moja babcia ma na imię Krystyna i ma 65 lat. Jest miłą i pogodną osobą. Ma krótkie, czarne włosy i niebieskie oczy. Mimo swojego wieku wygląda bardzo dobrze. Lubię przyjeżdżać do babci Krysi ponieważ razem z nią mogę mile spędzić czas. Zawsze kiedy do niej przyjeżdżam staram się jej pomóc w codziennych obowiązkach. Babunia kocha kwiaty i ogrodnictwo. Sama posiada przepiękny ogród, w którym uwielbiam odpoczywać. Razem z nią lubimy chodzić na spacer do lasu. Bardzo kocham moją babcię, ponieważ jest ona kochana i zawsze stara się każdemu pomóc. Ja babci nie mam. Ale może babcia mojego chłopaka: Wredna, wścibska gorzej niż matka -babka. tak serio. Kim jest babcia.? Babcia, niby zwykłe słowo a tyle znaczy. Babcia kojarzy mi się z miłością, ciepłem rodzinnym i dobrymi pierniczkami. Pamiętam do dziś kiedy pojechałam do babci na święta. ... I tak opowiadaj dalej. caroll88 odpowiedział(a) o 22:25 Przyszłość narodu... O zgrozo! monacco odpowiedział(a) o 23:43 Nie znamy Twojej babci- nie pomożemy Moja babcia pewnego dnia wpadła do rowu i się zabiłaNo wiem, genialna jestemNie musisz dziękować ,, Moja najdroższa babunia"Moja babcia ma na imię miłą i pogodną ona 68 ogród i swój piękny na nim warzywa, owoce oraz piękne niebieskie oczy i czarne włosy w trochę starszym wieku ale mimo to wykorzystuje swoje nosić bluzki eleganckie i do tego rybaczki a pod to moją babcię taką jaką pomagać i nie moja babcia. Myślę że pomogłam. Uważasz, że ktoś się myli? lub Album: Przedszkolne piosenki Typ: składanka Rok: 2010 Czas trwania: 1 hour 2 minutes 5 seconds Ilość: 26mp3 Rozmiar:50Mb rar 1. ogórek, ogórek (2:18) 2. była sobie żabka mała (2:16) 3. bursztynek (2:35) 4. cztery zielone słonie (2:41) 5. jestem sobie przedszkolaczek (0:56) 6. kaczuchy (2:09) 7. kubuś puchatek (0:58) 8. moja fantazja (3:37) 9. mydło (1:26) 10. pieski małe dwa (3:21 18 stycznia 2018 5,995 Views Moja babcia ma na imię Marysia. Jest miła i sympatyczna i bardzo wesoła. Potrafi posprzątać całe mieszkanie w kilka godzin. Zawsze chce mieć porządek w domu. Zawsze także się o mnie troszczy i gotuje pyszne obiady. Chciałbym jeszcze napisać, jak babcia wygląda, bo bardzo pasuje do mojego dziadka. Ma brązowe oczy, zgrabny nos i czasami maluje usta. Pamiętam babcię w czarnych włosach, ale z biegiem lat, jak to u babci trochę się zmieniły. 🙂 Myślę, że babcia może być czarodziejką, bo nie wiem jak to zrobiła, ale teraz ma dużo jaśniejsze włosy bardzo podobne do dziadka. Jest wysoka, ale doganiam ją wzrostem. Skoro piszę o babci, nie mogę zapomnieć o mojej prababci na którą też mówię babcia. To jest mama mojej babci i ma na imię Jadzia. Skończyła latem 94 lata. Jest też druga prababcia na którą mówię babcia Janina. To mama mojego dziadka. Miałem też czwartą babcię Hanię, ale rok temu zmarła. Pozostały mi po niej wspomnienia i zdjęcia. Muszę przyznać, że fajnie mieć więcej niż jedną babcie! 🙂 Szymek
166 views, 23 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Publiczne Przedszkole w Latowicach: "Kiedy Babcia była mała A gdy Dziadek był malutki" "Kiedy Babcia była mała
Jak rozmawiać z dzieckiem o odchodzeniu? Jak mówić o tym, że niedługo może nie być już z nami osób, które kochamy? A jak widzi to dziecko? Oto jedna z takich historii. Na osiedlu Konwaliowym, na obrzeżach wielkiego lasu stał piękny, biały dom z czerwonym dachem. W tym domu mieszkała Ola z mamą, tatą i rodzeństwem. Dziewczynka lubiła spędzać czas na podwórku, bawiła się z siostrami w dom, gotowały zupę z liści i smażyły jajecznicę na plastikowej patelni, z jajek, które w tajemnicy przed mamą dawała im babcia Ela. No właśnie- babcia Ela, o niej nie można zapomnieć, musicie ją poznać. A była to niby zwyczajna babcia, ale nie do końca. Dla swoich wnuczek była jak królowa, dobra wróżka, czasami księżniczka a niekiedy, pod nieobecność rodziców jak trochę starsza, kochana mama. Mieszkała w starym, drewnianym domku naprzeciwko domu Oli. Kiedyś w tym domku wychowywała się jej mama. Pachniało tam drewnem, świeżymi kwiatami i jeszcze czymś, najpyszniejszymi pod słońcem obiadkami, świeżo upieczonym chlebem i ciastem truskawkowym. Babcia Ela miała siwe włosy związane w kok, była już przecież staruszką i jak to mówiła mama „przeżyła już swoje, dlatego wygląda, jakby pomalowała włosy w paski”. Przeżyła swoje? Dziewczynki nie bardzo rozumiały, co to znaczy, ale widocznie to nic złego, skoro tylko ma szare włosy i chodzi z laską. Miała okrągłą, zawsze uśmiechniętą buzię, nosiła spódnice w kwiaty, robiła na drutach szaliki i sweterki dla swoich małych dziewczynek i ciągle śpiewała. Ola najbardziej lubiła te chwile, kiedy babcia brała ją na kolana i uczyła nowych piosenek i wierszyków, o siostrzyczce i braciszku, o Ani, która ukuła się w palec różą i o babci, która nie pracuje. Czasami babcia śpiewała tez inne piosenki, najbardziej lubiła taką, która dla dziewczynek była jakaś smutna, mimo że mówiła o pałacu za górami, w którym nikt nie płacze i przemijają w nim wszystkie troski, do którego babcia się kiedyś wybierze. Ale dobry humor szybko wracał, wystarczyło, że babcia zrobiła Oli na brzuszku „Idzie raczek nieboraczek” albo zagrała w „Tosi- łapci” i powiedziała ze śmiechem, że jeszcze nigdzie się nie wybiera:) Nawet jeśli mama i tata byli w domu babcia często odwiedzała dom Oli, albo oni całą rodziną szli do babci. Ola bardzo lubiła zostawać tam na noc i spać pod puchową kołdrą tuż przy starym kominku. Dopiero niedawno przeprowadzili się z rodzicami do nowego, białego domu, wcześniej mieszkali razem z babcią. Czy zima, czy lato z babcią zawsze można było bawić się na całego. Uczyła, jak piec pyszne ciasta, przyrządzać konfitury z truskawek, sadzić kwiaty w ogrodzie. Zimą nawet lepiła z wnuczkami bałwana i śnieżki a latem zabierała nad rzekę i kupowała latające balony z Kubusiem Puchatkiem i watę cukrową. Przyszło kolejne lato, zbliżał się rok szkolny, Ola szła do pierwszej klasy. Była bardzo podekscytowana, kupiła już piórnik, zeszyty i książki. Chciała pokazać to wszystko babci Eli, jak zwykle pobiegła na ganek pod czereśnią, gdzie babcia najbardziej lubiła przesiadywać. Ola była trochę zdziwiona, gdy nie zastała tam babci. Pomyślała, że może jest w domu, nie myliła się, babcia odpoczywała na łóżku przy kominku. -Zmęczyłaś się babuniu? Pytała Ola, i pokazała jej swój nowy piórnik i książki. Babcia cieszyła się, że Ola idzie już do szkoły, miała dla niej nawet prezent, pamiętnik, w którym napisała taki wierszyk: „Gdy będziesz starą babcią Okulary na nos włóż Weź do ręki pamiętnik swój I przeczytaj podpis mój” Kochanej Oli- babcia Ela Dziewczynka bardzo się ucieszyła z tego prezentu, właśnie uczyła się pisać, a jej starsza siostra miała już taki pamiętnik a w nim mnóstwo wierszyków od koleżanek. -To wspaniały prezent babciu! Powiedziała Ola i mocno uściskała babcię. Zaczął się rok szkolny, Ola chodziła już do szkoły, każdego dnia po lekcjach biegła na ganek, żeby opowiedzieć babci co przydarzyło się jej w szkole. Od dłuższego czasu coś się jednak zmieniło, babcia nie siedziała już na ganku tylko ciągle leżała, ale zawsze uśmiechnięta i życzliwa. Troszeczkę osłabł jej głos a czasami, gdy myślała, że nikt nie widzi krzywiła twarz i cichutko mówiła, że coś ją boli. Każdego dnia była coraz chudsza i słabsza, nie piekła już chleba i nie robiła konfitury z truskawek, mimo że tata przywiózł ich całą skrzynkę. -To niepodobne do naszej babci, przecież zawsze to ona zajmowała się przygotowywaniem obiadów, robiła przetwory, i już dawno nie zrobiła nic na drutach. Żaliły się mamie dziewczynki. -A może babci znudziły się już zabawy z nami? Myślały zaniepokojone Mimo to codziennie odwiedzały babcię, przecież tak bardzo ją kochały, a ona za każdym razem obdarowywała je uśmiechem i opowiadała piękne historie, od czasu do czasu śpiewała piosenki, ale już nie tym samym, bo słabszym i łamiącym się głosem. Któregoś dnia do babci przyjechało dużo gości, ciocia Ania i ciocia Zosia ze swoimi dziećmi. Ciocia Ania i ciocia Zosia to siostry mamy Oli, wszystkie były córkami babci Eli. Ciocie rozmawiały o czymś z mamą i z tatą Oli ze smutnymi twarzami, mama ukradkiem ocierała łzy, tatuś ją pocieszał. Ola wiedziała, że nie można podsłuchiwać, ale zaniepokoiła się tym, że mama płacze. Usłyszała tylko, jak ciocia Ania mówi, że są już wyniki badań babci Eli, że ma jakiegoś raka czy coś takiego. Babcia ma raka? Zastanawiały się dzieci, bo Ola o wszystkim powiedziała rodzeństwu. Skąd go wzięła? Kupiła gdzieś prawdziwego raka? Ale po co, przecież on ma szczypce i nie jest taki miły jak kot czy pies? A może cioci chodziło o tego raczka, w którego babcia bawiła się z wnukami? Ale dlaczego mama płacze kiedy mówią o raku babci? Ola nie mogła dłużej tego znieść, gdy tylko goście pojechali do swoich domów zapytała mamę, o co chodzi z tym dziwnym rakiem babci. Mama odpowiedziała, że to chyba najwyższy czas, żeby porozmawiać z dziećmi. Tego było już za wiele, mama i tata mają tajemnicę i są jacyś smutni, na dodatek babcia jest taka słaba i nie przychodzi już domu Oli. Mama starała się mówić spokojnie i z trudem powstrzymywała łzy. Jednym tchem opowiedziała dzieciom, dlaczego ostatnio jest tak smutno i dziwnie. Okazało się, że ten rak to nie jakiś zwierzak tylko taka choroba, na którą zachorowała babcia Ela. Czasami można ją wyleczyć, ale u babci nikt jej wcześniej nie rozpoznał i teraz żadne lekarstwa już jej nie pomagają. Mama powiedziała też, że na to samo chorował dziadek Tadzio, ale Ola nie poznała go, bo zmarł tuż po ślubie mamy i taty, a kiedy ktoś umiera to przestaje już mówić, oddychać, ruszać się i wtedy trzeba go pochować na cmentarzu. A później odwiedzać jego grób, stawiać kwiatki i znicze. Ola przypomniała sobie, jak razem z babcią chodziła na grób dziadka Tadzia a babcia zaśpiewała cichutko piosenkę o pałacu, uśmiechnęła się do zdjęcia dziadziusia i pomachała tak, jakby dziadek to wszystko widział, a na zdjęciu był taki młody, uśmiechnięty i dostojny, piosenka brzmiała jakoś tak: „Tam ja mam pałac, tam poza górami…, gdzie łzy nie płyną, wszystkie troski przeminą…”. Ola nagle zrozumiała, że w tym pałacu chyba czeka na babcię dziadek Tadek i dlatego babcia nie smuciła się przy grobie, tylko uśmiechała do zdjęcia. -Czy to znaczy, że babcia też umrze? Zapytała zaniepokojona Ola. -Mama powiedziała, że każdy z nas kiedyś umrze, ale babcia przez tą chorobę umrze trochę wcześniej, niż wszyscy myśleliśmy. Mama wyjaśniła też, że rak spowodował, że babcia nie może chodzić i siedzieć na tarasie, je zupki jak dla niemowlaczka, bo ciężko jej przełykać jedzenie i prawie nie mówi, bo ten rak jest w jej brzuszku i gardle. Ola była strasznie zła na tego raka, popłakały się razem z mamą i padły sobie w ramiona. –Mamusiu, a kiedy babcia umrze? Zapytała dziewczynka. -Tego nikt nie wie Olu, ale lekarze mówią, że zostało jej najwyżej kilka tygodni życia. -Mamo, czy to znaczy, że babcia pójdzie do tego pałacu, o którym śpiewała i będzie prawdziwą królową, a dziadek królem? -Mama uśmiechnęła się przez łzy i powiedziała: -Wiesz kochanie, dla babci to miejsce, do którego pójdzie, gdy umrze przypomina pałac i na pewno wierzy, że będzie tam szczęśliwa. Słyszałaś przecież, że cieszyła się zawsze, gdy śpiewała tą piosenkę. Ona nie boi się tego, że umrze, czasami jest smutna i płacze, bo bardzo boli ją gardło i brzuszek. Ale Ty, jeśli tylko chcesz możesz jej troszeczkę pomóc, a na pewno będzie szczęśliwa. Możesz też sobie o niej przypominać, gdy popatrzysz na coś, co Ci kiedyś podarowała, na jej zdjęcie lub przypomnisz sobie któryś z wierszyków, którego Cię nauczyła. Mama i Ola poszły do domu babci tuż po kolacji, mama karmiła babcię Elę a Ola podawała jej wodę do picia. Później uczesała czarno- szare włosy babci i zaśpiewała jej piosenkę o pałacu. Na policzku babci Ola zauważyła łzy, ale zdecydowanie mocniej niż kropelki na twarzy promieniał szeroki uśmiech babci. Ola uśmiechnęła się i mocno ją przytuliła. Powiedziała, że zawsze będzie o niej pamiętać i bardzo, bardzo ją kocha i kiedyś może spotkają się w tym pałacu za górami, w którym żadna z nich nie będzie już płakać. Mijały dni, tygodnie, babcia była coraz słabsza. Pewnego dnia przyjechała karetka i zabrała babcię do szpitala. Kilka godzin później zadzwonił telefon, tata chyba przeczuwał, kto dzwoni i szybko podniósł słuchawkę. Wyszedł do drugiego pokoju, po chwili wrócił, był smutny, ale nie płakał. Zawsze powtarzał, że chłopaki nie płaczą, chociaż Ola zauważyła, że w oku kręci mu się łezka. Powiedział ze spokojem w głosie, że kilka minut temu babcia umarła. Przestało bić jej serduszko. Tata przytulił mamę, która rozpłakała się jak mała dziewczynka. Wtedy Ola podeszła do mamy, objęła ją i powiedziała: -Pamiętasz mamo, powiedziałaś mi kiedyś, że jeśli chcemy, aby ktoś z nami został na zawsze, nawet jeśli umrze możemy przypomnieć sobie to, co było miłe kiedy byliśmy razem z babcią Elą. Ja pamiętam wierszyk, o tym że babcia już nie pracuje i może odpoczywać i jej ulubioną piosenkę, o pałacu, już teraz babcia do niego poszła i na pewno się cieszy, za chwilę dostanie koronę i spotka się z dziadkiem Tadkiem. I mam przecież pamiętnik i ten różowy sweterek, który zrobiła mi na drutach, nie wyrzucę go nawet, jak już będzie na mnie za mały. A Tobie przecież babcia zrobiła fioletowy szalik, a z szalika się nie wyrasta mamo, możesz nosić go każdej zimy; ) Mama kolejny raz uśmiechnęła się przez łzy i pogłaskała Olę po głowie, była trochę spokojniejsza. Wieczorem rodzice powiedzieli dzieciom, co teraz stanie się z babcią. Za kilka dni miał być pogrzeb, starsza siostra Oli była kiedyś na pogrzebie wujka taty, Ola nie wiedziała jeszcze na czym to polega. Tata opowiedział jej, że podczas pogrzebu ciało babci będzie leżało w pięknej, drewnianej skrzyni, czyli trumnie, wyłożonej białym materiałem i poduszeczkami jak przystało na królową. Później na cmentarzu elegancko ubrani panowie włożą ją do wielkiego dołu i przysypią piaskiem, a na tym miejscu postawią pomnik, tak jak dla dziadka Tadka, żeby każdy pamiętał o babci Eli. Tata wyjaśnił też dzieciom, że niektórzy mogą wtedy bardzo głośno płakać, bo ostatni raz widzą babcię. Nie namawiał Oli ani jej rodzeństwa, aby szli na pogrzeb, dzieci jednak bardzo chciały pożegnać się z babcią. Na pogrzebie było bardzo smutno, wszyscy ubrani na czarno, płakali, ocierali łzy. Ola wtulona w tatę nuciła piosenkę o braciszku i siostrzyczce, której nauczyła ją babcia Ela, a gdy panowie w czarnych garniturach wkładali trumnę do dołu Ola pomachała w jej kierunku i cichutko powiedziała: -papa kochana babciu, teraz będziesz prawdziwą królową w swoim pałacu za górami! Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące. Ola często chodziła do starego domu babci żeby posiedzieć na jej łóżku przy kominku lub pobujać się w fotelu pod czereśnią. Bardzo tęskniła za babcią, nie mogła jej przytulić ale pamiętała jej wierszyki i piosenki, razem z mamą zapisały je w pamiętniku, który kiedyś dostała od babci, tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś miała zapomnieć którejś zwrotki; ) Gdy zakwitły pierwsze kwiaty Ola zrobiła z nich wielki bukiet i razem z mamą zaniosły go na grób babci Eli. Ze zdjęcia babcia uśmiechała się takim samym uśmiechem jak wtedy, kiedy razem robiły dżem truskawkowy albo sadziły kwiaty w ogrodzie.
Kiedy babcia była mała I. Kiedy babcia była mała To sukienkę i fartuszek krótki miała. Małe nóżki, chude rączki i lubiła jeść cukierki oraz pączki. Ref: I co, i co, że babcia nam urosła, że lat ma trochę więcej niż ja i brat i siostra. I co, i co to ważne, że mam babcię, że bardzo kocham ją i śpiewać lubię z nią. II.
Babcia i dziadek to skarbnice wspaniałych historii z przeszłości. Rodzinne zjazdy, święta czy leniwe popołudnia to świetny czas, by wspominać i wypytywać seniorów rodu o to, jak to kiedyś było? A gdyby tak połączyć rodzinne opowieści z grą planszową i przy okazji świetnie się bawić w rodzinnym gronie? Gra dla całej rodziny Babciu, dziadku… Jak to wtedy było? to familijna gra dla całej rodziny stworzona przez Monikę Koprivovę, autorkę książek Opowiedz mi, babciu i Opowiedz mi, dziadku. Gra najlepiej sprawdza się w dużym gronie rodzinnym, gdy do stołu zasiadają dziadkowie, rodzice i dzieci, a nawet wujkowie i ciocie – zasady przewidują uczestnictwo nawet do dwunastu graczy. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by grać we dwójkę. Gra polega na opowiadaniu historii na wylosowany temat, zapamiętywaniu szczegółów, a następnie na odpowiadaniu na wylosowane pytania. Każda dobra odpowiedź to jeden punkt i jedno pole na planszy do przodu. Wygrywa ta osoba, która jako pierwsza odpowie na pięć pytań i dotrze do mety. Początki gry mogą być lekko onieśmielające. Co innego luźno wspominać stare dzieje, a co innego mieć świadomość, że trzeba opowiedzieć jakąś sensowną historię na zadany temat. U nas na początku seniorzy mieli lekką tremę i nie byli przekonani, czy sprostają zadaniu. Na szczęście szybko się okazało, że opowiadanie historii jest naprawdę proste i praktycznie niczym się nie różni od zwykłego wspominania. Na dodatek hasła na kartach pobudzają pamięć i obok dobrze znanych historii usłyszeliśmy też kilka nieznanych wspomnień. To wielki plus gry. Zauważyłam za to jeden duży minus – uzbieranie pięciu punktów i dotarcie do mety trwa naprawdę bardzo krótko! Nie przejmowaliśmy się więc końcem rozgrywki i graliśmy dalej. Co ciekawe, każda kolejna gra była równie ekscytująca, co pierwsza. Haseł opowieści jest na tyle dużo, że jeszcze nie zdarzyło się, by historie się powtarzały. Gracze mają możliwość wyboru haseł, a gdy żadne z nich nie pasuje, mogą wymienić karty na inne. W grze rywalizacja jest bardzo mocno ograniczona, a jeśli gracze się zgodzą można całkowicie pominąć zdobywanie punktów. Chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę, integrację, wspomnienia i zapamiętanie historii innych. Zawartość pudełka W pudełku znajdują się dwie talie kart – niebieskie karty historii oraz czerwone karty pytań. Talie są porządne, plastikowe, nie niszczą się tak szybko i są odporne nawet na działanie dzieci 🙂 Oprócz tego w pudełku znajdziemy dwanaście drewnianych (to ogromny plus), kolorowych pionków oraz dużą planszę z czterema torami po pięć pól i metą na środku. Tory są tylko cztery, dlatego przy większej ilości chętnych do zabawy gracze muszą dzielić się nimi i startować z tych samych pozycji, co jednak nie przeszkadza w grze (chyba, że ktoś zapomni koloru swojego pionka!). Szata graficzna gry jest naprawdę bardzo klimatyczna i od razu przywodzi na myśl lata młodości naszych rodziców. Retro obrazki są świetnie dopasowane i potrafią generować miłe wspomnienia. Choć gra pierwotnie ukazała się w Czechach, wydawca zadbał, by dostosować zdjęcia przedmiotów czy pieniędzy do polskich realiów. Na Jak to wtedy było po prostu przyjemnie się patrzy i jeszcze przyjemniej się gra. Zasady gry Jak to wtedy było? to gra o bardzo prostych zasadach. Podzielona jest na dwa etapy: etap opowiadania historii oraz etap odpowiadania na pytania. W pierwszym etapie gracze losują pięć kart z hasłami opowieści. W zależności od ilości graczy każdy zostawia sobie trzy (przy dwóch graczach), dwie (przy trzech do pięciu graczach) lub jedną kartę (od sześciu do dwunastu graczy). Na każdej karcie znajduje się obrazek z hasłem, do którego gracz musi odnieść swoją opowieść. Obrazek jest tylko podpowiedzią i opowieść nie musi się go tyczyć – liczy się przede wszystkim hasło. Gdy więc wylosujemy kartę z hasłem “samochód” i obrazkiem pomarańczowego malucha, to opowieść musi być wspomnieniem związanym z samochodem, a nie konkretnie pomarańczowym maluchem. Najważniejsze, by historie były prawdziwe i zawierały jak najwięcej szczegółów. Nie ma oficjalnego limitu czasu na jedną opowieść, jednak autorka zaleca, by jedna historia zajęła graczowi około dwie-trzy minuty. Po skończeniu historii inni gracze mogą zadawać dodatkowe pytania lub dopowiedzieć coś od siebie. Każdy gracz kładzie przed sobą wybrane karty opowieści obrazkami do góry, by każdy mógł łatwo sobie przypomnieć, o czym były poszczególne historie (w wersji trudniejszej gry można to pominąć i zdać się na własną pamięć). Drugi etap to odpowiedzi na wylosowane pytania. Gracz, który jako pierwszy opowiadał, bierze jedną kartę pytań i czyta na głos. Jeśli jest to tzw. “pytanie osobiste” gracz odpowiada samodzielnie. Musi wówczas podać do czyjego i którego opowiadania tyczy się odpowiedź (tu przydają się karty opowieści ułożone przy każdym graczu). Jeśli jest to “pytanie przechodnie” najpierw odpowiada gracz, który wylosował pytanie, a następnie przekazuje je kolejnemu graczowi, aż do wyczerpania odpowiedzi na pytania. Każda prawidłowa odpowiedź pozwala graczowi na przesunięcie pionka o jedno pole do przodu. Tak jak już wspomniałam, ta część rozgrywki dzieje się bardzo szybko. Wystarczy zaledwie pięć dobrych odpowiedzi, by wyłonić zwycięzcę. Zwłaszcza przy pytaniach przechodnich można szybko zdobywać dodatkowe punkty, co przekłada się na czas gry. Osobiście czułam nieco niedosyt po każdej rozgrywce, ale dla chcącego nic trudnego – można darować sobie skakanie po planszy i grać na punkty albo dla czystej przyjemności. Kilka uwag na koniec Jak to wtedy było? to gra naprawdę bardzo prosta, której zasady są przyswajalne zarówno dla małych dzieci (mniej więcej od 6 lat), jak i dla seniorów. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by grać w nią w różnych konfiguracjach – nie tylko z rodziną, ale i na przykład z przyjaciółmi podczas towarzyskiej imprezy. Można wymyślać własne zestawy pytań (niestety do gry nie dołączono pustych kart do zapisania własnych pytań) i modyfikować zasady. Mimo wszystko gra pozostaje bardzo prosta i wytrawni gracze, którzy szukają w grach “czegoś więcej” mogą się na dłuższą metę nią znudzić. Największą frajdę rozgrywka sprawia właśnie dzieciom. Niestety moja córka jest jeszcze za mała, by w pełni uczestniczyć w rozgrywce, choć bardzo chciała zagrać. Wymyśliliśmy więc alternatywne zasady gry, dostosowane do jej wieku. Gra polegała na tym, że w każdej turze losowaliśmy kartę opowieści i musieliśmy opowiedzieć wymyśloną historię na podstawie hasła lub obrazka. Każda opowieść była nagradzana punktem. Trzylatka była szczęśliwa i wspinała się na wyżyny wyobraźni, by zaskoczyć nas naprawdę niesamowitymi historiami. Jak widać da się z tej gry wyciągnąć więcej, niż jest w instrukcji. Bardzo żałuję, że nie mam już własnych babć i dziadków, którzy mogliby snuć wspaniałe historie o przeszłości. Zawsze bardzo lubiłam słuchać o ich dzieciństwie i młodości. Szkoda, że wiele z tych historii wywietrzało z mojej głowy i nie ma już nikogo, kto mógłby opowiedzieć je raz jeszcze. Tym bardziej uważam, że Jak to wtedy było? to świetny sposób na to, by najmłodsi wynieśli jak najwięcej z opowieści najstarszych i zachowali te wspomnienia dla własnych dzieci. Recenzja gry powstała dzięki współpracy z grupą Śląskich Blogerów Książkowych Tytuł: Babciu, dziadku … Jak to wtedy było? Producent: PharmDr, Monika Kaprivova ISBN: 8594185199977 Języki: polski Rok wydania: 2018 Format: Oprawa: Pudełko kartonowe [buybox-widget category=”book” ean=”8594185199977″]
Opowiadanie o Paku . Tropiciele. Pięciolatek . Wychowanie przedszkolne. Pomoce Inne pomoce Kiedy babcia była mała. Opowiadanie o Paku . Tropiciele. Pięciolatek
– Babciu, dlaczego masz takie wielkie, czerwone oczy? – zapytała dziewczynka podczas odwiedzin.– Całą noc nie mogłam spać – odparła babcia z bujanego fotela. – Myślałam tylko o tym, co ugotuję na święta. Nie mam karpia.– A dlaczego masz takie długie pazury? – zapytała dziewczynka dużo bardziej niespokojnie, gdy babcia wstała i podeszła do stolika z talerzem herbatników.– Zgubiłam gdzieś obcinacz, to zresztą nieważne – odpowiedziała babcia patrząc mniej więcej w jej stronę szklistym wzrokiem.– Babciu, a po co ci ta wielka siekiera? – zapytała dziewczynka dygocząc, gdy babcia wyciągnęła narzędzie zza pleców.– Dawno nie rąbałam i jest zimno – odpadła babcia, po czym rąbnęła ostrzem prosto w środek stolika. Nie miała zbyt wiele sił, toteż gdy utknęło w blacie, nie była w stanie go wyrwać. Wreszcie padła wyczerpana na podłogę, a zmierzwione włosy zakryły jej zmartwioną twarz.– Babciu – pytała dziewczynka z ręką na klamce drzwi – dlaczego już nie bierzesz swoich proszków?– Lit zawsze mi nie smakował, a przez te niebieskie tabletki nie byłam sobą. – Siedząc na podłodze wpatrywała się w wypastowane klepki, czując jak powoli wpada w cień melancholii. Gdy leśniczy przybył z ludźmi w białych fartuchach, siedziała w tym samym miejscu trzymając nóż do obierania jabłek i zastanawiając się, którą z żyłek na nadgarstku ma przeciąć pierwszą.***– Babciu, czy czujesz się tu dobrze? – zapytała dziewczynka podczas odwiedzin.– Dobrze. Już ciepło, tak jak było latem – odpowiedziała babcia z białego łoża. Gdy przybyła do szpitala w Leśnej, od razu dostała mały pokój tylko dla siebie. Każdego dnia pielęgniarka pilnowała aby łykała jedną po drugiej małe tabletki; najpierw białą, tą niesmaczną, potem niebieską a na koniec różową. I teraz musiała przyznać, że głowa już tak ją nie boli.– Babciu, a czy dostałaś placek i soczek malinowy, który przyniosłam na święta?– Tak dziewczynko. Bardzo smakowały.– I czy na prawdę wszystko już u ciebie w porządku? – upewniała się wnuczka, kierując w stronę drzwi.– Wszyscy są bardzo mili, pani psycholog rozmawia ze mną i pyta o sny, pielęgniarka wymienia kaczkę. Może tylko ten doktor – urwała marszcząc czoło. – Gdy zagląda do mnie przez zakratowane okienko, stuka abym otworzyła i uśmiecha się szeroko, mam wrażenie, że ma ochotę mnie zjeść...***– Panie doktorze, czy długo tu jeszcze zostanie? – spytała dziewczynka na korytarzu.– Jej stan bardzo się poprawia. Lubi, gdy jest odwiedzana. – Następnym razem przyniosę jej kwiatki. Bardzo dziękuję za wszystko, doktorze...– Wilk. Doktor gdy dziewczynka podeszła do drzwi i szarpnęła nimi, zaś te nie chciały się otworzyć, po czym zobaczyła w odbiciu w szybce jak zbliża się do niej zza pleców doktor z pękiem kluczy i z przyjazną miną uśmiecha się niezwykle szeroko - przypomniała sobie słowa babci i pomyślała, że chyba coś w tym jest...
Myślę, że ten scenariusz pomoże innym w zorganizowaniu Święta Babci i Dziadka. SCENARIUSZ MONTAŻU SŁOWNO – MUZYCZNEGO. Z OKAZJI DNIA BABCI I DZIADKA. Powitanie przybyłych gości. 1. Piosenka : „ Kiedy babcia była mała”: Kiedy babcia była mała. to sukienkę i fartuszek krótki miała. Małe nóżki, chude rączki.
Kinga Sabak – jedno opowiadaniePamiętaj o śmierciKilka dobrych lat temu się o tym grobie dowiedziałam. Babcia sama na wsi mieszkała, a emeryturę miała pewnie najniższą, bo w życiu tylko jako sprzątaczka w Borkach pracowała. Pojechałam z matką na wieś w którąś sobotę. Wakacje były, ogórki trzeba było zebrać. No i przy pożegnaniu jak zwykle babcia mi stówę do ręki wcisnęła. Masz, kup sobie tam jaką czekoladę. I po cichu, po kryjomu, w tajemnicy przed matką mi dała. Tak jakby sprawy pieniężne trzeba było ukrywać przed światem. Na początku, że nie, nie, babciu, nic mi nie dawaj, nie trzeba, ale ostatecznie wzięłam, bo od początku chciałam wziąć, tak jak każdy dzieciak, każdy student, a i niejeden dorosły i pracujący chce wziąć, gdy babcia daje. I ile razy by mi nie dawała, to za każdym razem mówiłam to samo: babciu, no co ty, naprawdę nie trzeba. I zawsze brałam. To już nie był czas czekolady i lodów, to był czas piwa, papierosów i przesiadywania nad Wisłą do rana. Cieszyłam się za każdym razem, jak stówę dostawałam, chociaż początkowo było mi trochę nieswojo, że za babcine chcę piwo i papierosy kupować. Starałam się nie za te kupować, tylko za inne, a za babcine coś innego, kartę miejską czy kawę z automatu na uczelni. Ale był taki jeden gorszy czas, że innych pieniędzy nie miałam. Odważyłam się i kupiłam za babcine raz, potem drugi. I poszło. Przyzwyczaiłam się, pieniądz to dnia, kiedy na ogórki z matką pojechałyśmy, dowiedziałam się, że babcia na grób zbiera. Mamo, powiedziałam, jak tylko wyjechałyśmy od babci z podwórka i zaczęłam tę stówę przekładać z kieszeni do portfela, a skąd babcia tak kasę ma, że mi ciągle daje? Nas ma przecież dwanaścioro, to i innym też pewnie daje, a emeryturę ma niską. Niską, niską, ale i jakie wydatki. Widzisz sama, że babcia nie ma potrzeb. Nawet na jedzenie nie wydaje, bo tylko te placki smaży. Jajka z podwórka ma, mleko bierze od Krystyny, aby mąka była. I przecież na każdy posiłek te placki, wkoło placki. To i dla wnuków starcza, i na grób zbiera. No tak, na grób. Ja też się dowiedziałam niedawno, pytam się jej, czy do Stoczka jedzie po pantofle, bo do kościoła w zniszczonych chodzi, a ona, że nie, że w starych będzie chodzić, bo na grób był stary i brzydki. Jak byłam mała, to się wstydziłam tego grobu. Że brzydki, stary, że wokół ludzie mają nowsze i ładniejsze. Najbardziej to się wstydziłam w Święto Zmarłych, jak całą rodziną się przy grobie stało, każdy stał przy swoim i wszyscy mieli lepszy od naszego. Wstydziłam się go prawie tak jak naszego białego poloneza, co nim ojciec jeździł, bo nie było pieniędzy na lepszy. Do szkoły już chodziłam w mieście, już się polonezami wtedy nie jeździło. Jak zawsze do miasta wjeżdżaliśmy, wracając ze wsi, to głowę spuszczałam nisko i kaptur zakładałam, żeby nikt ze znajomych mnie nie zobaczył w polonezie. A jak w szkole ktoś pytał, jaki samochód mam, bo wtedy często ktoś pytał o dom, o samochód, na markę butów patrzył, kto ma lepsze, to ja mówiłam, że nie wiem, że nie znam się na markach. Że samochód mam biały, niezbyt nowy, ale że nie interesują mnie samochody. A właśnie bardzo mnie interesowały i znałam każdy model i dokładnie wiedziałam, że mam najgorszy. I udawałam obojętność, a tak naprawdę to serce mi waliło, gdy temat schodził na samochody. Do dziś mi wstyd i lęk zostały, chociaż nie ma już ani poloneza, ani tego grobu powstał w osiemdziesiątym czwartym, więc był stary już jak byłam mała, a co dopiero później. Postawiony z taniego lastryko i z ziemi do kwiatków. Lastryka miało być jak najmniej, tyle co konieczne – rama, krzyż i płyta z nazwiskiem dziadka, że zmarł śmiercią tragiczną i że Jezu, ufam tobie. W środku ziemia, żeby można było na grobie kwiatki sadzić. Matka miała wtedy dwanaście lat. Wiele razy o dziadka pytałam, ale nie bardzo chciała mówić. Wiedziałam tylko, że pić lubił. Podobno wtedy każdy na wsi pił, a jak ktoś nie pił, to się mówiło, że najlepszy chłop we wsi i ze świecą takiego szukać. A jak baba któraś narzekała na męża, co nie pił, to inne we wsi mówiły: bój się Boga, nie pije, nie bije cię, to przecież złoto, a nie chłop. Dziadek nie był najlepszym chłopem we wsi, bo pił i podobno przez to picie do grobu poszedł. Raz się matka zapomniała i jak w burzę wracałyśmy do domu ze wsi, gdy już byłam dorosła, to powiedziała, że o, taka pogoda była jak dziadek z domu wyszedł ostatni raz i nie wrócił. Stanął pod drzewem, żeby deszcz największy przeczekać i go piorun trafił. To wtedy babcia sama została na wsi z gospodarstwem i czwórką dzieci, trzema synami i jedną córką, moją matką. Matka często wspomina, że gotowała wtedy gar kartofli czy kaszy i że się jadło te kartofle czy tę kaszę przez cały dzień, bo nic innego nie było. A potem jeszcze do tego grobu, już w latach dwutysięcznych, Marek dołączył, jej brat najmłodszy, syn babci. Marek też na wsi mieszkał, dużo pił i zabił się na motorze na ostatnim zakręcie przy domu. Babcia od tamtej pory mało się śmieje i na kilka lat zrezygnowała z telewizji. Ale teraz już ogląda – wiadomości na jedynce, powtórki M jak miłość i meksykańskie telenowele, gdzie każdy ma pomarańczową twarz, miłosne uniesienia i wielki dom. Po tym oglądaniu częściej mi mówi, że wyglądam na zmęczoną i pyta, kiedy z jakąś sympatią przyjadę, bo to już przed Markiem umarł jeszcze Sławek, co też był bratem mojej matki i synem mojej babci, tyle że trafił do innego grobu. Sławek też nie był najlepszym chłopem we wsi, ale jak zawału dostał na rowerze przy którejś z wiejskich drożyn, to na trzeźwo. Dokładnie pamiętam jego pogrzeb, jak trumna stała otwarta w dużym pokoju wiejskiej chaty, tam gdzie się jadło zawsze ciasto przy stole na imieninach cioci i gdzie raz na samym środku świniaka dzielili przy całej rodzinie i mu flaki odpryskiwały spod siekiery na moją rękę i twarz. A najbardziej to z pogrzebu pamiętam właśnie Marka, jak stał pijany nad grobem brata i płakał najgłośniej ze wszystkich. Chudy stał, blady, w rozsuniętej kurtczynie i z gołą szyją, mimo że był środek grudnia. I Marka najbardziej kochałam, bo on jako jedyny z całej rodziny nie udawał, że życie jest do zniesienia. I widać po nim było, wtedy najbardziej, że życie nie jest do zniesienia. Nawet jak jego starą czerwoną hondą jeździliśmy po wsi z rozsuniętymi szybami i śpiewaliśmy Niech żyje wolność, wolność i swoboda, to wtedy też po nim było widać, że życie nie jest do zniesienia. Chociaż wtedy jakby trochę mniej. Jedyną radość mu sprawiały gołębie, hodował je w szopie na podwórku przez wiele lat. Nie żona, nie dzieci, tylko gołębie. I alkohol, który raczej mu radości nie sprawiał, ale który go trzymał przy życiu, a ostatecznie go zabił. Do dziś krzyż przy drodze stoi, a babcia za każdym razem jak przejeżdżamy, to każe się zatrzymać, żeby pacierz zmówić i znicz z czerwonym sercem Markowi informacji o nowym grobie do momentu jego powstania minęło ponad osiem lat. Wiele razy mówiłam: babciu, my ci pomożemy z tym grobem, zrobimy zbiórkę w rodzinie i szybciej będzie. Mamo, my ci pomożemy z tym grobem, mówiła moja matka. Ale babcia nie chciała pomocy, chciała sama, jakby to był tylko jej obowiązek, jej sprawa i nikt nie powinien się w to mieszać. I jeszcze wiele razy potem mi wciskała stówę. W tym czasie już lżej mi przychodziła rezygnacja z pieniędzy od babci, kilka razy nie wzięłam, mimo że nalegała i wciskała mi do kieszeni na siłę. Innym razem wcale nie dawała i przez dłuższy czas jakby zaciskała pasa. Rezygnowała nawet z większych zakupów i nie chciała, żeby jej przywozić cukierki na wagę. Potem znowu wyjmowała stówy i do Stoczka jeździła po garsonki, jakby zapominając o grobie. My dobrze wiedziałyśmy, że zbiera, widziała nasze spojrzenia pytające, czy na pewno do Stoczka chce jechać. Mówiła wtedy, że też jej się coś od życia należy, że dopóki żyje, to małe przyjemności ma prawo sobie robić, że o żywych też trzeba dbać, nie tylko o umarłych. A po chwili jakby pokory nabierała, znowu zbierała na grób i żałowała, że wydała na garsonki. Wiele razy zrezygnowana chodziła, nie chciało jej się gadać, uprzykrzyło jej się nieraz to zbieranie, nie wierzyła w grób. Rozżalona była, smutna, bezradna, nie interesowało ją nawet, jak mi się w mieście żyje. A potem było jesieni zaczął przyjeżdżać duży dostawczy samochód. Zatrzymywał się na środku podwórka przy starej oborze, wysiadał kierowca i wyładowywał z niego kartony z czosnkiem, solidne białe linki i gumki do obwiązywania. Nie pukał nawet do babcinych drzwi, tylko zostawiał to wszystko przy wejściu do obory i odjeżdżał. Babcia była wyczulona na każdy dźwięk samochodu, wiedziała, kiedy czosnek przyjechał. Zakładała wtedy wełniany serdak i ocieplane gumowce do kur, szła do obory i plotła z czosnku warkocze. Na początku przywozili kilka kartonów, a potem coraz więcej i więcej. Wstawała po szóstej każdego dnia, od poniedziałku do soboty, jadła śniadanie, słuchała mszy o siódmej i szła. Przez pierwsze dni wracała w porze obiadowej i smażyła sobie placki, herbatę ze dwa razy dziennie przychodziła robić i łapała w biegu kawałek chleba z pomidorem. A potem przestała przychodzić. Wychodziła rano i po zmroku wracała zmordowana. Rzadko wtedy u niej bywałam, bo miałam swoje życie i swoje sprawy, ale jak już przyjechałam, to zawsze tylko ten czosnek. Babciu, a na grzybach byłaś? Podobno dużo grzybów w naszych lasach, ciepło jest, wilgotno. Czosnek przecież robię. Dziwiłam się, że dwa kroki od lasu mieszka, a ani razu na grzybach nie była, bo czosnek. A nie znudził ci się jeszcze ten czosnek? Dzień w dzień czosnek robisz. A różnie bywa. Czasem już mam dość tego zaplatania, czasem już mi się nie chce. A z drugiej strony jakby czosnku nie było, to co bym miała robić? Przyzwyczaił się człowiek. Jeden tydzień nie przywieźli, to całkiem nie wiedziałam, co mam ze sobą robić, gdzie się podziać. Czasem tylko nerwy, bo nie wiadomo, czy zdążę, czy się wyrobię z robotą, jak dużo przywiozą, a zaraz potem zabierają i oczekują, że gotowe. A nie powiem, że nie zrobiłam, bo pomyślą, że jestem leniwa baba, że chciałam czosnek, a nie robię. Jeszcze by mi zabrali i co? Dobrze, że jest czosnek. Pieniądz człowiek zarobi i wie, co zrobić ze sobą, wie, po co wstaje. Daj Boże, żeby ten czosnek jak najdłużej tylko o czosnku się wtedy rozmawiało. Ogórków i kartofli już babcia nie sadziła. Nie było kiszonej kapusty, chociaż zawsze była, nie było dżemów truskawkowych babcinej roboty i nie było grzybów suszonych na wigilię. Nic. Nawet ogródek zaniedbała, chociaż zawsze sadziła kwiatki i potem mnie oprowadzała wokół domu, że tu róża rośnie, tu hortensja, a tu mi się otrzynóżka przyjęła od Krystyny. Pochłonął ją czosnek. Nie musiała już myśleć, co nowego zrobić we wsi, na podwórku, z ludźmi, jakie seriale obejrzeć, żeby dzień wreszcie przyszła trzecia zima z czosnkiem. Pojechałam raz na wieś, żeby babcię na cmentarz zawieźć, bo deszcz padał i żeby na piechotę nie szła. Stałyśmy nad grobem w milczeniu i babcia nagle mówi, że no, dawno na cmentarzu nie byłam, nie chciałam sobie nerwów psuć tym starym grobem. Ale już niedługo, dziecko, za parę miesięcy grób sobie te słowa w maju, jak matka zadzwoniła i powiedziała, że w sobotę z babcią do Latowicza jadą się o grób rozeznać. Babcia wymarzony wybrała, taki jak chciała, i dodatki – napis nowy na płycie, ozdoby, zdjęcia zmarłych weselsze niż były. Zeszło mi się dłużej w mieście, więc tylko relacje od matki dostawałam, że grób zamówiony, że zapłacony, że więcej kosztował, niż miał kosztować, że babcia w milczeniu płaciła. Co taki drogi ten grób, miał dziesięć kosztować, zdziwiłam się, ale podobno ceny w górę poszły, a i babcia nie oszczędzała, bo wymarzony miał być. Podobno jak grób już wymienili i go zobaczyła na miejscu starego, to padła na kolana, patrzyła w niebo i długo płakała ze szczęścia, dziękując ja w lipcu dopiero dotarłam na wieś i pojechałam na cmentarz, żeby grób zobaczyć. Stałam, kręciłam się, długo nic nie mówiłam. Babcia stała obok. Udawałam, że się modlę dłuższą modlitwą, nawet coś z palcami robiłam, żeby pomyślała, że może koronkę albo dziesiątkę różańca odmawiam. Minę miałam skupioną, ale wiedziałam, że w końcu zapyta. Grób był ciemny, granitowy, świecący. Na płycie złote napisy z nazwiskami, że Bóg tak chciał, że na zawsze w naszych sercach. Do tego krzyż wysoki z wyrzeźbioną koroną cierniową, obok Maryja, Jezu, ufam Tobie i białe wykończenie w formie warkocza z kwiatów różanych. Nowy grób stał.
Tak znam je. To przecież jest Ojcze nasz! – wykrzyknął z dumą Filipek. – Tak, wnuczku. Chrystus nauczył swoich uczniów modlitwy Ojcze nasz. – A, to dlatego nazywa się ją Modlitwą Pańską. – No właśnie. To w niej zwracamy się do Boga i nazywamy Go naszym Ojcem, który mieszka w niebie. Jest to modlitwa prośby.
Pomimo młodego wieku była bardzo świadoma niebezpieczeństw, które na nią czyhały. Babcia Asiuni miała na imię Tosia. Zaopiekowała się cała gromadką wnuków. Była bardzo zaradna, potrafiła wyczarować coś z niczego, zawsze służyła dobrą radą. Była skrobną kobietą, dbała o swoje wnuki, chociaż twierdziła, że to one E7lG.
  • daxukav5no.pages.dev/30
  • daxukav5no.pages.dev/92
  • daxukav5no.pages.dev/2
  • daxukav5no.pages.dev/60
  • daxukav5no.pages.dev/5
  • daxukav5no.pages.dev/43
  • daxukav5no.pages.dev/98
  • daxukav5no.pages.dev/24
  • kiedy babcia była mała opowiadanie