Są takie miejsca, w których na pierwszy rzut oka nie ma nic ciekawego. O niektórych opowiadane są nawet kawały, inne z kolei określane są jako nudne. Co nas do nich przekonało? Oto 6 miejsc w Polsce, których nie chcieliśmy zwiedzać – a teraz je polecamy. Suwałki Okolice Suwałk. Fot. Shutterstock Polski biegun zimna – tak się mówi o Suwałkach, które wydają się być na końcu świata. Tymczasem to pięknie położona miejscowość, w której można w ciszy i spokoju podziwiać wiele pięknych miejsc. Co na przykład? Dowspuda to miejscowość na Podlasiu leżąca nad rzeką Rospudą. Znajduje się w połowie drogi między Suwałkami a Augustowem. Są tam pozostałości pałacu Paca, a konkretnie portyk. Wielki neogotycki pałac był bogato zdobiony, miał też oranżerię, galerię malarstwa i park. Powstał dzięki generałowi Pacowi walczącemu w wojskach napoleońskich. To dlatego mówi się dziś „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”. W pobliżu jest także wiele cerkwi, jezior oraz klasztor kamedułów w Wigrach. Czytaj więcej: Suwałki – to musisz zobaczyć Przemyśl Opuszczony Fort Przemyśl. Fot. Andrii Zhezhera, Shutterstock Przemyśl – pierwsze skojarzenie to miasto gdzieś blisko granicy z Ukrainą i ostatnia stacja kolejowa, jeśli się zmierza właśnie na Ukrainę. Innymi słowy – koniec świata. Tymczasem to miasto, gdzie powinien pojechać każdy zapalony miłośnik militariów, bunkrów i fortyfikacji. Znajdują się tam bunkry Sowieckiej Linii Mołotowa. Powstały w wyniku agresji ZSRR na Polskę i przesunięcia frontu. Efektem zbrojenia się Armii Czerwonej było powstanie Linii Mołotowa, pasu umocnień na granicy z III Rzeszą wytyczonej po podziale Polski. W Przemyślu znajduje się także Fort Przemyśl zwany Twierdzą Przemyśl (na zdjęciu). Radom Radom Air Show. Fot. Milena Goc, Polska Zachwyca © Radom był nam znany jako miasto utrzymujące najbardziej deficytowe lotnisko w Polsce. Kojarzyliśmy je także z zakładem penitencjarnym, stosunkowo bliskim sąsiedztwem Warszawy i chytrą babą 😉 Tymczasem to miejsce, gdzie każdego lata rozgrywa się prawdziwy podniebny spektakl. Radom Air Show to to prawdziwe święto dla tych, którzy kochają samoloty. Na przykład w ubiegłym roku do Radomia przyleciały zespoły z wielu krajów Pakistanu, Włoch, Szwajcarii oraz Hiszpanii aby zaprezentować zebranym niezwykłe show na najwyższym poziomie. Zobacz naszą relację: Air Show Radom 2018 Wąchock Stary kościół w Wąchocku. Fot. Shutterstock Jak wygląda Wąchock znany z kawałów i czy naprawdę ma okrągłe domy? Wspominamy w literaturze, dowcipach czy przysłowiach wiele miejscowości, które każdy zna, ale nic o nich nie wiemy. Tymczasem liczne atrakcje Wąchocka wprawiłyby w zdumienie niejednego kawalarza. Okrągłych domów znanych z dowcipów w Wąchocku nie ma, ale jest dużo innych ciekawych rzeczy. To w szczególności klasztor cystersów wąchockich w województwie sandomierskim. Zakonnicy przybyli tam z Francji, z opactwa Morimond. Już w XIII w. Wąchock urósł rangą, bo klasztor stał się samodzielnym opactwem, a dzięki licznym darowiznom był jednym z bogatszych na naszych ziemiach. Czytaj więcej: Miasto, o którym tylko słyszałeś. Jakie są atrakcje Wąchocka? Podlasie Typowy krajobraz Podlasia. Fot. Shutterstock Ostatnio w internecie panuje swoista moda na śmianie się z Podlasia. My kojarzyliśmy to województwo z odludziem, gdzie czas praktycznie w ogóle nie płynie. Śmiesznostki śmiesznostkami – ale tak naprawdę woj. podlaskie wcale nie jest biedne ani zacofane. Podlasie to niezwykła wielokulturowa i barwna kraina. Czytaj więcej: Prawdy i mity o Podlasiu. To jak je malują to bzdura? Śląsk Zabrze, woj. śląskie. Fot. Shutterstock Co może być ciekawego na Śląsku? Tylko fabryki i fabryki, zanieczyszczone powietrze, przemysłowe dzielnice, brak atrakcji, a na domiar złego Sosnowiec… Też tak myśleliśmy, na szczęście to obraz, który nijak ma się do rzeczywistości. Śląskie to jedno z najciekawszych województw. Na początek warto wspomnieć o zamkach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Na Śląsku znajduje się zamek Olsztyn na Szlaku Orlich Gniazd, a także zamki w Mirowie, Bobolicach, Siewierzu czy też Morsku, jak również zamek Ogrodzieniec. Są także posiadłości, jak np. pałac w Pławniowicach (na zdjęciu głównym), pałac Raczyńskich w Złotym Potoku oraz pałac w Brynku. Jest tu także wiele innych zabytków, od wieży radiostacji w Gliwicach poczynając, na opactwie cystersów w Rudach kończąc. Ale najciekawsze są tu kopalnie. Kopalnia Guido to podziemna trasa turystyczna, którą wszystkim polecamy. Znajduje się tu także Sztolnia Królowa Luiza i Kopalnia Srebra w Tarnowskich Górach. Weronika SkupinRedaktor serwisu która z pasją odkrywa i opisuje kolejne piękne miejsca w Polsce. Częściej wybiera plecak, hostel i eskapady w nieznane miejsca, niż walizkę, hotel i zorganizowane wycieczki. Wieloletnia dziennikarka prasowa. Jest saunamistrzem i startuje w zawodach saunowych. Odpręża się czytając książki, w wolnych chwilach biega. Uwielbia gry planszowe.
kawał (rzeczownik). Odmiana rzeczownik przez przypadki. Mianownik (kto? co?): dowcip. Dopełniacz (kogo? czego?): kawał. Celownik (komu? czemu?): kawału. Biernik Od kambodżańskiego rocka po indyjskie covery hip-hopowe. Muzyka, a w szczególności rock, zawsze była związana z różnymi wydarzeniami historycznymi, na które miała wpływ. Oto 7 utworów z różnych zakątków świata, które oprócz wartości utworu muzycznego pomagają nam lepiej zrozumieć klimat i przemiany zachodzące w obcych, odległych miejscach. Zdob si Zdub – Videli Noch – rosyjska legenda Wiktor Coj (ur. w Leningradzie, ZSRR w 1962r., zm. w Rydze, ŁSRR w 1990r.) był bez wątpienia jednym z najbardziej wpływowych muzyków w historii rosyjskiej muzyki XX wieku. Nie ulega wątpliwości, że był to Rachmaninow rocka i radzieckiego punka. Napawa smutkiem fakt, że zmarł przedwcześnie – tak jak umierają wielcy idole rocka – w wieku 28 lat. Wypadek samochodowy, w którym zginął na jednej z łotewskich dróg w 1990 roku, mimowolnie przypomina katastrofę lotniczą, w której zginęli Buddy Holly, Ritchie Valens i Big Bopper (tragedia, która zapisała się w historii jako „Dzień, w którym umarła muzyka”, jak to określa legendarny przebój Don McLeana „American Pie” z 1971 roku). Coj natychmiast stał się legendą, choć tak naprawdę był nią już za życia. Po jego śmierci rosyjska gazeta Komsomolskaja Prawda napisała: „Coj znaczy więcej dla młodzieży naszego narodu niż jakikolwiek polityk, celebryta czy pisarz. To dlatego, że nigdy nie kłamał i nigdy się nie zmienił. Był i pozostał sobą. Nie można było mu nie wierzyć… Coj jest jedynym piosenkarzem rockowym, którego wizerunek i prawdziwe życie były spójne. Żył tak, jak śpiewał … Coj jest ostatnim bohaterem rocka ”. W Moskwie, na skrzyżowaniu deptaka Starego Arbatu i uliczki Krivoarbatsky, znajduje się mural poświęcony Cojowi. To miejsce nigdy nie jest puste. Niezmiennie są tam ludzie, w skórzanych kurtkach z gitarami, którzy śmieją się i śpiewają. Globalizacja nie ominęła Coja, mimo że to zjawisko zaistniało o wiele później. Był synem rosyjskiej nauczycielki i radziecko-koreańskiego inżyniera. Na czarno-białych zdjęciach przypomina Boba Dylana (nie jest do końca jasne czy mógł to usłyszeć w ZSRR) z 1965 roku, wystylizowanego na Bruce’a Lee (mając na uwadze jego azjatyckie rysy, rozumiem, że próbował go naśladować). Coj zawsze wygląda na poważnego, zamyślonego człowieka, ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali. Na niektórych zdjęciach stoi z papierosem w dłoni, który sprawia wrażenie, że za chwilę spadnie. Z uniesioną brwią, wygląda jakby nie do końca rozumiał, co dzieje się wokół niego. Jedna z jego najbardziej znanych kompozycji „Paczka fajek” obrazuje od pierwszej linii spojrzenie Coja: „Siedzę i z cudzego okna w cudze niebo patrzę/ I nie widzę ani jednej znajomej gwiazdy”. Cała piosenka jest potrzebna i zasługuje na to, aby być znana na całym świecie. Wyobrażam sobie olbrzymie oddziaływanie w latach osiemdziesiątych tego tekstu: „I nikt nie chciał być winnym bez winy” (nikt nie chce być skazany za przestępstwo, którego nie popełnił), a także „I nikt nie chciał rękami żaru zagrzebywać” (nikt nie chce wykonywać brudnej pracy innej osoby). Można długo dyskutować na temat wyboru najlepszej piosenki Coja i grupy Kino. Podobnie jak „Paczka Fajek” istnieje co najmniej tuzin utworów, które mogą ubiegać się o ten tytuł, wśród nich „Grupa Krwi”, „Spokojna Noc”, „Wojna”, a przede wszystkim „Zmian!”- piosenka epoki (ok. 1986), dla wielu hymn puczu moskiewskiego (1991) tuż przed rozpadem ZSRR: „Zmian!” domagają się nasze serca „Zmian!” potrzebują nasze oczy Nasz śmiech i łzy I w naszym pulsie” „Zmiany! Wyczekujemy zmian!” Bob Dylan powiedział „The Times Are A-Changin”. W 1986 roku w ZSRR czasy też zaczęły się zmieniać. Zaryzykuję umieszczenie piosenki „Widzieliśmy Noc” (Videli Noch, 1986) na liście najlepszych piosenek Wiktora Coja. Akustyczna oda do młodości i szczęścia, które powinno określać ten okres życia. Wyszliśmy z domu, gdy we wszystkich oknach Pogasły światła jedne za drugim Widzieliśmy, jak odjeżdża ostatni tramwaj. Są taksówki, lecz nie mamy czym płacić I po co mamy jechać, bawimy się sami Na naszej kasecie skończyła się taśma. Przewijaj! Wersja zespołu Kino i Wiktora piosenki „Widzieliśmy Noc” jest bardzo szybka, ma przyspieszony rytm. Jak na grupę ludzi, którzy nie mają powodu, by się nigdzie wybierać, jest bardzo szybka. Teledysk do tej piosenki, nagrany zimą na dziedzińcu budynku mieszkalnego w Leningradzie (obecnie Petersburg), przypomina klimatem „Ticket to ride” w filmie Help. Można w nim obserwować prawdziwie bawiących się członków grupy. Nie ma póz, nie ma strachu przed cenzurą lub krytyką. Poziom zabawy, jaki można dostrzec na ziarnistych obrazach, powinien być normą. Wywołuje uśmiech, nostalgię i generuje sympatię. Zdob și Zdub to grupa mołdawskiego punka, która 15 lat później wykonała swoją, niezapomnianą, wersję piosenki Widzieliśmy noc. Trudno zakwalifikować ich jako „zespół” ze względu na liczbę członków, których mieli przez lata. Trudno też powiedzieć, że jest to zespół punkowy. Są bliżsi ruchowi lub związkowi muzyków, którzy grają co chcą i w języku, który im najbardziej odpowiada. W październiku 2000 roku wykonali swój charyzmatyczny cover piosenki „Widzieliśmy Noc”. Śpiewają ją też po rosyjsku. Jest to godny i zasłużony hołd dla zespołu Kino i Coja. Rytm jest trochę wolniejszy niż w oryginale, ale za to bardziej dynamiczny. Ma cygańskie akcenty z gatunku muzyki Ska. Energiczne dźwięki bębna i powtarzające się mocne riffy na trąbkach przenoszą „Widzieliśmy Noc” w nocne życie młodzieży XXI wieku, która podobnie jak ta z lat osiemdziesiątych, nie tylko imprezuje i bawi się, ale także szuka zmian. Zebda – Tomber la chemise Piosenki odnoszące się do problemu migracji nie są nowością, podobnie jak migracja nie jest zjawiskiem ostatnich lat (według danych Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji obecnie na całym świecie są blisko 272 miliony migrantów międzynarodowych). Meksykański aktor i piosenkarz Eulalio González (znany jako „Piporro”) śpiewał o migracji między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi już w „Chulas Fronteras” – piosence, która pojawia się w filmie „Bracero del año” (1963), w którym on sam wciela się w Natalio Reyesa Colása („urodzony w Tamaulipas, odważny chłopak, który dorastał w Río Bravo”), i jak tylko przekroczył granicę, zapomniał o tańczeniu polki, i teraz wywija w rytmie Rock & Rolla (i śpiewa jak Nat King Cole). Po drugiej stronie Atlantyku, spadkobiercy długiej francuskiej tradycji piosenki protestacyjnej, bracia Mustapha i Hakim Amokrane, utworzyli w 1985 roku grupę Zebda. Ten zespół rockowy z Tuluzy (chociaż wielu francuskich krytyków uważa za niemożliwe sklasyfikowanie Zebdy w ramach jednego gatunku) słynie z aktywizmu politycznego czego przykładem jest singiel „Tomber la chemise” z 1999 roku. To kawałek, który niewątpliwie zostaje nam w głowie na długo. Podobnie jak Manu Chao w Clandestino (i wielu innych) Zebda skomponował różne piosenki o migracji, w jego przypadku ze szczególnym wyróżnieniem Maghrebu zarówno w zakresie tematycznym, jak i rytmu muzycznego. Pierwsza z nich, „Le Bruit et L’odeur”, krytyka w rytmie raggamuffin feralnych (i uznanych za rasistowskie) wypowiedzi z 1991r. ówczesnego mera Paryża (i przyszłego prezydenta Francji) Jacques’a Chiraca, który skomentował „hałas i zapach” nowych migrantów z ekskolonii (Afrykanów i Arabów), porównując ich z innymi europejskimi migrantami we Francji. Nawiązując do tej sprawy hiszpański El País opublikował 21 czerwca 1991 r następujące słowa .: Na wiecu w mieście Orlean Chirac powiedział w zeszłą środę wieczorem: „Dzięki socjalistom każdy może wjechać do naszego kraju”. A także: „Francuski robotnik wariuje, gdy widzi cudzoziemca z trzema lub czterema żonami i kilkunastoma dziećmi osiadłego we własnym gospodarstwie, który nie pracuje i otrzymuje 50 000 franków pomocy społecznej. Do tego trzeba dodać hałas i zapach ”. Dodatkowo zaznaczył, że „poziom tolerancji” został przekroczony i że Francja przeżywa obecnie „przeludnienie” spowodowane napływem obcokrajowców. Co jednak sprawia, że wpadająca w ucho „Tomber la chemise” na tej liście utworów jest przed innymi ekspansywnymi i słynnymi utworami Zebdy, takimi jak „Le bruit et l’odeur” lub „Motivés”? Podczas gdy „Motivés” jest zdecydowanie utworem ruchu oporu, „Tomber la chemise” jest dosłownie zaproszeniem do integracji, zjednoczenia. Teledysk „Tomber la chemise” przedstawia członków Zebdy przebranych za pracowników firmy przeprowadzkowej, którzy przewożą pudła do różnych mieszkań. Nie jest to powiedziane w sposób bezpośredni, ale widzimy tam betonowe bloki z wielkiej płyty, jak np. chruszczowki czy tlatelolcos, tj. wielkie zespoły kompleksów mieszkaniowych (et tout ce que le béton a fait de meilleur) i, oczywiście, mieszkańców: imigrantów, mniejszości narodowe, samotne matki. W skrócie grupy podatne na wykluczenie społeczne. Pod koniec teledysku pokazana jest czwarta dostawa, tym razem do domu jednorodzinnego zamieszkałego przez mężczyznę i kobietę ubranych w elegancki garnir i kostium- „Tradycyjna francuska rodzina”. „Francuski robotnik wariuje, gdy widzi cudzoziemca z trzema lub czterema żonami i kilkunastoma dziećmi osiadłego we własnym gospodarstwie” z wystąpienia Chiraca. Skrzynie nigdy nie zostają otwarte. Można wywnioskować, że jest to duży powszechnie znany problem, o którym jednak nikt nie chce rozmawiać. Wyrażenie tomber la chemise dosłownie można przetłumaczyć jako „zabrać się do pracy” lub „podwijać rękawy”. Biorąc pod uwagę, że piosenka dotyczy integracji społecznej, w tym przypadku podwinięcie rękawów nie wystarczy. Trzeba całkowicie „zdjąć koszulę”, czyli zabrać się do pracy i działać tak, aby zmniejszyć ubóstwo, położyć kres nierównościom i marginalizacji. Fakt nie potrzebujący komentarza: „Tomber la chemise” utrzymała pierwsze miejsce na francuskich listach przebojów przez trzy tygodnie w lipcu 1999 r. W tym samym roku w TOP 10 Billboard Hot 100 były „Believe” (Cher), „No Scrubs” (TLC), „Baby One More Time” (Britney Spears), „Genie In a Bottle” (Christina Aguilera) i „Livin 'La Vida Loca” (Ricky Martin). Zemlyane- Trava U Doma Gdyby istniała reguła ukazująca rosyjski gust muzyczny, to dla utworu na poziomie globalnym, którą można wybrać jako standard – jak prototyp kilograma. Ta piosenka to 8-bitowa wersja „Korobeiniki” lub, jak wszyscy ją znają, piosenka z gry Tetris. Na drugim miejscu można wskazać piosenkę „Trava u Doma” rosyjskiego kompozytora Władimira Miguli, którą po raz pierwszy usłyszano 12 kwietnia 1982 r. w Dniu Kosmonautyki (pamiętna data kiedy to tego dnia w 1961 roku Jurij Gagarin przeszedł do historii jako pierwszy człowiek w przestrzeni kosmicznej). Jednak interpretacja „Trava U Doma” (Trawa przed domem), która z powodzeniem przeszła ze Związku Radzieckiego do Federacji Rosyjskiej została wykonana przez zespół Zemlyane (Zemlyane Sowieci, nie mylić ich z wenezuelską grupą o tej samej nazwie- Los Terrícolas) na festiwalu „Pesnya goda” – Piosenka roku (1983). Zemlyane był jednym z pierwszych zespołów rockowych oficjalnie uznanych przez ZSRR. Wykonana przez nich wersja ballady Miguli odniosła natychmiastowy sukces i przekształciła ją w kanon. Przerobili quasi-romantyczną piosenkę w rockowy hymn. Wersja Zemlyane ewoluuje podczas jej wykonywania. Zaczyna się powoli, sielankowo, z niewinnymi nutami syntezatora. Jednak po chwili, po riffie na gitarze elektrycznej utwór przechodzi w energiczny, mocny kawałek. Jak dźwięk silnika RD-107 podczas wystrzelenia rakiety Sojuz, tak Zemlyane śpiewa pierwszą linię porywczego refrenu: „I nie śni nam się huk kosmodromu!”. Mówimy o 1983 roku. Muzyka rockowa, a zwłaszcza rock z epoki „kosmicznej”, pojawił się w Związku Radzieckim bardzo późno. Wcześniej śpiewano ody do sowieckich kosmonautów, ale nie były to kawałki rockowe tylko rodzaj heroicznej ballady trudnej do sklasyfikowania. Minęło już sporo czasu od roku 1969, w którym wydano utwór „Space Oddity” tuż przed lądowaniem Apollo 11 na Księżycu. Piosenki „Space Truckin’” zespołu Deep Purple i „Rocket Man” Eltona Johna pochodzą z 1972, roku pamiętnej ostatniej misji Apollo i wystrzelenia sondy kosmicznej Pioneer 10, która ze swoją słynną płytą nawiguje w przestrzeni, czekając na przechwycenie przez pozaziemskie cywilizacje. „Trava U Doma” opowiada o kosmonaucie, który widzi ziemię z okna kapsuły, ale mimo tego, że jest trochę bliżej gwiazd, wydają mu się one równie odległe jak z ziemi. Dlatego tęskni za naszą planetą (tak jak Rocket Man: „I miss the earth so much”…). Astronauta Major Tom w „Space Oddity” powiedział nam, że Planeta Ziemia jest niebieska (to ta pale blue dot, o której mówił Sagan). Natomiast, dla kontrastu, „Trava U Doma” sprawia, że widzimy zieleń trawy przed domem… tej, za którą tęsknią też imigranci, emigranci, wygnańcy, uchodźcy. Wszyscy czekają na moment powrotu do swoich domów- czy to oni sami lub ich potomkowie- kiedy warunki będą bardziej sprzyjające. Cytując Eltona Johna: Mars ain’t the kind of place to raise your kids. W 2009 roku Rosyjska Agencja Kosmiczna Roskosmos nadała piosence „Trava U Doma” oficjalny status hymnu rosyjskiej kosmonautyki. Zasłużony. Jeśli ponownie zostanie utworzona złota płyta zawierająca dźwięki i obrazy mające ukazać różnorodność życia i kultur na Ziemi, jak ta z sondy Voyager, „Trava U Doma” powinna się na niej znaleźć. Houy Meas – Who Isn’t Dancing Nie każdy wie jak bogata była kambodżańska scena rockowa lat sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych. To zaskakujące i nieczekiwane odkrycie. Jest możliwe dzięki wyjątkowemu dokumentowi „Don’t Think I’ve Forgotten: Cambodia’s Lost Rock and Roll” (2014). To przenikliwy dokument, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Historia o ludobójstwie w Kambodży, a w tym przypadku o wynikającym z niej zniszczeniu kambodżańskiej sceny muzycznej, nie może ulec zapomnieniu. W czasie ludobójstwa w Kambodży (1975-1979) śmierć poniosło od 1,5 do 3 milionów ludzi – tj. jednej piątej populacji kraju – z rąk reżimu Czerwonych Khmerów, którzy przejęli władzę w tym kraju po 8-letniej wojnie domowej. Dla przykładu jeden ze wstrząsających cytatów z filmu: „Jeśli chcesz wyeliminować wartości ze społeczeństwa, musisz zacząć od pozbycia się artystów, bo to artyści mają wpływ. Artyści są blisko ludzi”. To bezlitosne stwierdzenie, jak wszystko co dotyczy ludobójstwa, nieważne którego. Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Elie Wiesel, w 1993 roku w Muzeum Holokaustu w Stanach Zjednoczonych powiedziała: „…nie tylko jesteśmy odpowiedzialni za pamięć o zmarłych, ale także za to, co robimy z tymi wspomnieniami”. Utrzymywanie przy życiu kambodżańskiego rocka jest wypełnieniem tego obowiązku. Dokument „Don’t Think I’ve Forgotten” sięga po utwory bardzo ciekawej kompilacji kambodżańskiej muzyki rockowej zatytułowanej „Cambodian Rocks” i opublikowanej w 1996 roku. Historia opowiada o amerykańskim turyście Paulu Wheelerze, który to zainteresowany muzyką, którą usłyszał podczas pobytu w Siem Reap, kupił taśmy piosenek i skomponował mixtape ze swoimi ulubionymi utworami. Nie jestem pewien, czy można powiedzieć, że Wheeler jest dla kambodżańskiego rocka tym czym Joanna Stingray była dla rocka radzieckiego w latach osiemdziesiątych. Jest duża różnica. Kompilacja „Cambodian Rocks” nie tylko odtwarza dźwięki z przeszłości, ale także przywraca do życia głosy, które usiłowano zniszczyć. Mimo iż nie można oddzielić polityki od losu kambodżańskiego rocka, rozwój sceny muzycznej w tamtych latach był w Kambodży niesamowity. Rezultatem połączenia psychodelicznego rocka z elementami tradycyjnej muzyki kambodżańskiej jest fascynująca muzyka. Tłumaczenie słów nie jest konieczne. Wszystkie utwory z „Cambodian Rocks” są odtwarzane bez rozumienia ani jednego słowa. Jednakże w tym wypadku nie jest to konieczne, ponieważ sztuka i doznanie jest obecne w każdej melodii. Piosenki wchodzące w skład kompilacji Wheelera są świetne. Nie z powodu okoliczności, ale jakości utworów i wielkiego talentu artystów. Niektóre utwory, takie jak „Jeas Cyclo” („Ride Cyclo”) Yola Aularonga lub „Chnang Jas Bai Chgn-ainj” („Old Pot, Tasty Rice”) Rosa Sereysothea są tak znakomite, że można ich słuchać w kółko. To niesamowita dawka hipnotycznej, fascynującej i rytmicznej muzyki. W porównaniu z meksykańską sceną rockową lat sześćdziesiątych, która przed swoim rozkwitem w dużej mierze polegała na tłumaczeniu coverów amerykańskich zespołów, kambodżański rock przeniósł nas o lata do przodu. To interesujące i ciekawe jak miejsce względnie odizolowane od rewolucji muzycznej tamtej dekady mogło mieć tak bogatą scenę muzyczną. Utwory Houy Meas nie znalazły się na kompilacji Wheelera mimo tego, że przed ludobójczym rządem Czerwonych Khmerów Meas była najpopularniejszym DJ-em radiowym w kraju. W czasie ludobójstwa zaginąła, a jej dokładny los nigdy nie został potwierdzony. Wanda i Banda – Hi Fi Superstar Odkryłem, że w Warszawie na częstotliwości FM nadaje radio Eska Rock, która transmituje muzykę rockową, zarówno międzynarodową jak i polską. Fakt, że ta stacja znajduje się na może wydawać się nieistotny. Jednak w Monterrey na północy Meksyku ta częstotliwość jest zajmowana przez stację muzyki regionalnej – música grupera: słynny Zespół (Banda Eska Rock była (i nadal jest) oknem na lokalną scenę rockową. Pierwsza polska piosenka, która zwróciła moją uwagę i sprawiła, że podkręciłem głos w radioodbiorniku słuchając tej stacji to kawałek, w którym wokalistka krzyczy: „Hi Fi super star super hit” Po angielsku. Mała wysepka językowa w polskiej twórczości. Jako podwójną ciekawostkę dodam fakt, że piosenkarka nazywa się Wanda Kwietniewska, a jej zespół muzyczny to grupa Wanda i Banda. „Hi Fi Superstar” to rockowa piosenka z lat osiemdziesiątych (1983). To mocny rock, który zaczyna się od silnych uderzeń i zniekształconych dźwięków gitar. W oryginalnym nagraniu wziął udział Andrzej Tylec, który był bez wątpienia jednym z najlepszych polskich perkusistów, znany z fantastycznego i psychodelicznego polskiego albumu funkowego zatytułowanego „Zderzenie myśli”. Wandę Kwietniewską i jej zespół Wanda i Banda można zdefiniować jako wschodnioeuropejską wersję Joan Jett & the Blackhearts. Podczas gdy po jednej stronie żelaznej kurtyny śpiewano: I Love Rock 'n’ Roll (so put another dime in the jukebox, baby), po drugiej stronie była Hi-Fi super star super hit z albumu Discjockey szczerzy kły znad konsolety. Rok 1983, w którym wydano utwór to odległy czas, tym bardziej w Polsce. Olbrzymie zmiany, jakie miały miejsce od 1989 roku, w którym w Polsce rozpoczęły się demokratyczne przemiany, sprawiają wrażenie, jakby dekada lat osiemdziesiątych była ponad sto lat temu. W 1983 roku znajdujemy się jeszcze w czasach Polski Ludowej: pozostało kilka lat do Porozumień Okrągłego Stołu (luty-kwiecień 1989), które rozpoczęły zmiany ustrojowe i w konsekwencji wybory parlamentarne w czerwcu tego roku, ciąg zdarzeń, który spowodował powstanie III Rzeczpospolitej. Piosenka „Hi Fi Superstar” nie miała z pozoru charakteru odpowiedzi bądź krytyki na sytuację w kraju. Wydaje się, że tekst jest celowo mylący i niejasny, aby uniknąć cenzury. Jednak to przyczółek, który zachęca do dowiedzenia się więcej o muzyce rockowej w Europie Wschodniej w czasach zimnej wojny. Ten kawałek pozwolił dotrzeć do innych grup, takich jak Brygada Kryzys i Kult. W 2017 roku w Public Radio International Nina Porzucki przeprowadziła wywiad z polskim rockmanem Tomaszem Lipińskim, współzałożycielem zespołu Brygada Kryzys, uważanego za jeden z najbardziej wpływowych polskich zespołów w latach osiemdziesiątych: „Muzyki zachodniej nie było łatwo zdobyć … Nie było sklepów muzycznych z najnowszym albumem Buzzcocks. Wszystko było wymieniane z ręki do ręki między ludźmi, głównie na kasetach”. Dla wielu piractwo było jednym z pierwszych sposobów uzyskania piosenek rockowych (spędzanie godzin przy radiu, czekając na piosenkę, by nacisnąć czerwony przycisk REC, a potem liczenie na to, aby koniec melodii nie został zniszczony przez dźwięk stacji lub głos komentatora), zwłaszcza jeśli nie było sposobu, aby uzyskać płyty w inny sposób. Jest to zatem zrozumiałe, choć na początku nie wydawało się całkowicie logiczne, że po drugiej stronie kurtyny to zjawisko również miało miejsce. Ważnym spojrzeniem na scenę muzyczną jest polski dokument „Beats of Freedom” („Zew Wolności”) z 1989 roku reżyserów Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słoty, który dokumentuje rozwój muzyki rockowej w Polsce i zestawia fenomen polskiego rocka z rzeczywistością Polski Ludowej, w której co ciekawe i nieprawdopodobne dla komunistycznej Polski, organizowany był systematycznie festiwal muzyczny w Jarocinie. Odnośnie tego dokumentu Instytut Pamięci Narodowej pisze: „Żelazna kurtyna” nie mogła powstrzymać rocka i młodych ludzi, którzy dzięki tej muzyce odnaleźli przestrzeń wolności. Podobnie jak inne ruchy społeczne i pracownicze w Polsce w latach osiemdziesiątych, rock był także drogą do zmiany w stronę nowego, wolnego kraju. W rzeczywistości ten dokument stanowi wyjątkową okazję do poznania nieznanego szerzej historycznego ruchu i wydarzeń jak Festiwal w Jarocinie, oazy wolności, gdzie muzyka była światłem nadziei. Okładka Zewu Wolności (wierna polskiej tradycji wspaniałych plakatów) jest symboliczna. Na ilustracji mężczyzna w skórzanej kurtce i rockowym pasie rzuca gitarę w stronę policji. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to koktajl Mołotowa. Koniec końców muzyka to potężne narzędzie do osiągnięcia pokoju i zgody. Baba Sehgal- Thanda Thanda Pani – genialny hinduski cover Kiedy fani Queen usłyszeli „Ice Ice Baby” zespołu Vanilla Ice w 1990 roku, zapanowało powszechne oburzenie. Sama grupa, jak i David Bowie, współpracownicy w „Under Pressure” (1981), wyrazili swój sprzeciw wobec plagiatu popularnej linii basu. Sprawa została rozwiązana poza sądem. Mówi się, że Robert Matthew Van Winkle (powszechnie znany pod pseudonimem artystycznym Vanilla Ice) kupił prawa do „Under Pressure”, co w gruncie rzeczy było tańsze niż walka w sądzie. W 1994 roku odkryłem muzykę Baby Sehgala i jego hinduską wersję „Ice Ice Baby” – „Thanda Thanda Pani”. Utwór zadziwia i wywołuje uśmiech na twarzy. Zaskoczenie po wysłuchaniu kawałka jest większe niż jakakolwiek reakcja fanów Queen w 1990 roku. Mam szczerą nadzieję, że Vanilla Ice był bardziej wielkoduszny i mniej sporny wobec Baby Sehgala niż Queen w stosunku do niego. Zobacz też: Sowiecki modernizm. Utopia czy architektura przyszłości? Pamiętajmy, że w tym czasie dostęp do Internetu był przywilejem nielicznych, a Mosaic i Gopher były jednymi z pierwszych przeglądarek internetowych. Google wciąż było marzeniem, mieliśmy tylko Internet Yellow Pages (tj. rozwiniętą formę wydawanych wcześniej książek telefonicznych, znanych jako białe strony). Był to jeden z pierwszych momentów, w których globalizacja nas „porwała”. Nie jest tak, że muzyka „spoza granic” nie była wcześniej słyszana w Meksyku, ale to było coś innego, nowego. Ta olbrzymia globalizacyjna fala nie ominęła też Baby Sehgala i milionów młodych ludzi w Indiach. W kolumnie zatytułowanej The Many Accents of Rap Around the World; India: Vanilla Ice In Hindi (The New York Times, 1992), Edward Garan napisał, że do początku lat dziewięćdziesiątych Indie były odporne na zachodnią muzykę, co zmieniło się wraz z „przybyciem” MTV i inwestorów z Hongkongu. „Mr Sehgal ”(jak Garan nazywa go w swojej notatce), oświadcza, że wszystko zaczęło się dzięki MTV i poznaniu nowego stylu muzycznego, nieznanego do tej pory na subkontynencie. Napisano niezliczone artykuły o wpływie MTV na globalizację, szczególnie w latach, gdy MTV było jeszcze kanałem filmów muzycznych. W Indiach proces ten rodzi pytanie, czy istnieją ścieżki w kierunku modernizacji, które nie prowadzą wyłącznie przez okcydentalizację. Nie jest to interpretacja znanej i wielokrotnie nagradzanej Laty Mangeskhar, lecz „Thanda Thanda Pani” wydaje się być jasnym przykładem wpływu mediów na warunki kulturowe ludzi. Baba Sehgal w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie dostosował „Ice Ice Baby” do swojej lokalnej perspektywy- a w niej w hotelowym basenie oferuje się w upalny dzień „zimną zimną wodę”. Przypis: „Thanda Thanda Pani” sprzedała się w ponad 100 000 egzemplarzach, w tym były te, które dotarły do Monterrey w 1994 roku. Crowded House – Weather With You Zdolność do mobilizacji i transformacji muzyki rockowej jest nieograniczona. Na poziomie mikro są chwile, które trwają sekundy i są niezapomniane. Przechodzą do historii jak na przykład Freddy Mercury i jego interakcja z publicznością na Wembley w trakcie Live Aid w 1985 roku. Bez wątpienia mówimy o koncercie pełnym niezapomnianych chwil, a wymiana z publiką przed wykonaniem „Under Pressure” należy zdecydowanie do specjalnej kategorii doznań muzycznych. Z kolei Gen Xers w późnym okresie twórczości mogli wspominać inne momenty. Wśród nich jeden z tour de force, którą było „Use Your Illusion” (1991-1993): If you know what time it is We’re gonna do this four times I sing one, then you sing one, and we got Tracy and Roberta here to help you… Następnym przykładem jest, gdzieś w Down Under, australijsko-nowozelandzki zespół Crowded House i jego dwaj główni członkowie: Neil Finn i Nick Seymour. Ich piosenki nic nie straciły z biegiem lat i należą do kanonu dobrego brzmienia. Istnieją dwie relacje z koncertów na żywo, które są niezbędne do zrozumienia wyjątkowości „Weather With You”. Pierwsza, wykonana przed Sydney Opera House w 2016. Jest to wersja „domowa”, grają u siebie, dla własnej publiki. Druga, bardziej znacząca, została zagrana na Pyramid Stage na festiwalu Glastonbury w 2008. Kiedy Crowded House śpiewa: Everywhere you go…, publiczność odpowiada: …always take the weather. Zawsze kiedy jest to potrzebne „Weather With You” sprawia, że czujesz się dobrze, dzięki czemu możesz śpiewać refren niezliczoną ilość razy, aż do wprawienia się w świetny nastrój. Niezawodny sposób dla osób często podróżujących, emigrantów i nomadów. Ostatecznie celem tego utworu jest stworzenie własnego dobrego nastroju i otoczenia, gdziekolwiek jesteś.. Paul McCartney powiedział to już na tym samym festiwalu w 2004 roku: We don’t care about no rain…cause it’s never going to rain again. W Glastonbury spotykają się nie tylko różne narodowości, jest to gigantyczny tygiel kulturowy. Cytując Clifforda Geertza i innych, kultura to mieszanka znaczeń, która tworzy naszą tożsamość i dzięki której możemy wyjaśnić, interpretować nasze istnienie, nasze życie. Każdy, kto osobiście uczestniczył w festiwalu Glastonbury lub widział relację z koncertów wie, że flagi są integralną częścią festiwalu. Są widoczne na każdym koncercie. Podczas transmisji BBC setlisty Crowded House na Glastonbury widoczne są, tradycyjnie jak w ostatnich latach, flagi wszystkich państw: Meksyku, Południowej Afryki, Brazylii, Japonii, Nowej Zelandii (oficjalnej i tej ze wzorem liścia srebrnej paproci). Są też flagi regionów takich jak hrabstwo Devon lub flaga czerwonej róży Lancaster. Poza tym flaga tęczy, rastafariańska, kangura boksera, piracka…i wiele innych. Młodzież od zawsze powiewała flagami odnoszącymi się do przejmujących ją tematów, zarówno tych o charakterze lokalnym jak i międzynarodowym: od Kampanii na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego po walkę z mową nienawiści i ochronę środowiska. Tak więc flagi tutaj nie symbolizują postaw nacjonalistycznych w skali makro, ale kulturowe mikro tożsamości. Są doskonałym przykładem wielu naszych przynależności począwszy od kraju i regionu, aż po językowe, etniczne, religijne, płciowe, a nawet pokoleniowe. W mikro tożsamości każdego człowieka nosimy nasz własny mikroklimat. Meksykańska Deklaracja w sprawie polityki kulturalnej UNESCO z 1982 roku mówi: „Kultura daje człowiekowi zdolność do refleksji nad sobą. To ona czyni nas ludźmi racjonalnymi, krytycznymi i etycznie zaangażowanymi… Za jej pośrednictwem człowiek wyraża się, staje się świadomy siebie, rozpoznaje się jako niedokończony byt, kwestionuje własne osiągnięcia, niestrudzenie poszukuje nowych znaczeń i tworzy dzieła, które go przekraczają”. Festiwale muzyczne, a w szczególności Festiwal Glastonbury, są idealnym miejscem do wzbogacania i transformacji naszych kultur. Bez wątpienia ktoś kto widział morze flag w kultowej interpretacji piosenki „Tender” w 2009 roku przez brytyjski zespół rockowy Blur, nie będzie mógł powiedzieć inaczej: Love’s the greatest thing/That we have (Miłość jest największą rzeczą jaką mamy). Ilość nagromadzonych emocji we wspólnym śpiewaniu tej ballady przez tysiące ludzi ze wszystkich stron świata jest sceną godną muralu Fraternidad (Braterstwo) Diego Rivery. Gdyby na Glastonbury można było zabrać tylko jedną flagę, ta Crowded House byłaby najlepsza. Jednak ostatecznie, jak już oni sami powiedzieli, najważniejsze jest, aby mieć ten nastrój w sobie. Zawsze. Tekst: Pablo Lozano Lozano Tłumaczenie: Anna Polaczek 🔥Dziś przedstawię wam moje top 10 najlepszych napastników świata!🔥🔔Zasubskrybuj mój kanał, aby nie przegapić kolejnych materiałów piłkarskich!😁Jeśli podo Opowiadanie dowcipów podczas zagranicznych podroży jest jak balansowanie na krawędzi. Jedno nieodpowiednie słowo może skończyć się niezłą wpadką. Oto Ernest Pismak, twórca kawałów. Za chwilę napisze najzabawniejszy dowcip świata i w konsekwencji umrze ze śmiechu”. Kawał ten jest tak śmieszny, że zabija każdego, kto go przeczyta. Jest bezlitosny niezależnie od płci, wieku, narodowości. Ukatrupia niemieckich żołnierzy na froncie, brytyjskich policjantów, którzy chcą przed nim chronić społeczeństwo, nie oszczędza też pomocy domowej, która przypadkiem go przeczytała. Zagrożenie śmierci ze śmiechu staje się na tyle poważne, że policja musi dowcip pochować na wieczne czasy, by już nigdy więcej nie został opowiedziany. - Ta wizja Monty Pythona 32 lata później staje się rzeczywistością. Za sprawą dr Richarda Wisemana, który postanowił podejść do tematu empirycznie i w naukowy sposób dowiedzieć się, czy istnieje uniwersalny dowcip, który śmieszy tak, to jaki. Aby znaleźć odpowiedź, rozpoczął projekt LaughLab, czyli laboratorium śmiechu. Podczas rocznych badań zebrał ponad 40 tys. dowcipów ze wszystkich stron świata, na które można było później głosować za pomocą tzw. gigglometer (czyli „chichotometru”). W ocenianiu śmieszności kawałów wzięło udział prawie dwa miliony osób. Z ich odpowiedzi wybrano dowcip, który podoba się wszystkim, niezależnie od wieku, płci, miejsca pochodzenia, kultury. Wynik? Oceńcie sami... Dwóch myśliwych z New Jersey wybrało się do lasu. Jeden z nich nagle upadł. Wydaje się, że nie oddycha. Drugi po oględnym zbadaniu kolegi stwierdził, że jego gałki oczne wywróciły się na drugą stronę i że chyba nie oddycha. Chwycił za telefon i zadzwonił na pogotowie. – Moj kolega jest martwy. Co mogę zrobić? – zapytał dyspozytorkę. – Tylko spokojnie. Już panu pomagam. Po pierwsze musimy się upewnić, czy ta osoba jest martwa – usłyszał myśliwy w słuchawce. Nastała chwila ciszy, po której rozległ się strzał. – W porządku, to co teraz? – odezwał się z powrotem głos myśliwego. Jeżeli nie zanosicie się ze śmiechu, to znaczy, że potwierdzacie to, co odkrył dr Wiseman. Coś takiego jak uniwersalny humor po prostu nie istnieje. Badanie wykazało bowiem, że w rożnych krajach ludzi śmieszą zupełnie inne rzeczy. Okazało się, że Australijczycy, Irlandczycy i Anglicy lubują się w żartach, w których występuje gra słowna. Doktorze, truskawka wystaje mi z brzucha. – Położę na nią krem (po angielsku cream oznacza zarówno „krem”, jak i „śmietanę”). Mieszkańcy Danii, Belgii i Francji wolą domieszkę absurdu: Owczarek przychodzi na pocztę i nadaje telegram o treści: „hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau”. Urzędnik przeczytał to i zasugerował: jest tu tylko dziewięć słow, można by dodać jeszcze jedno „hau”. Na co pies odpowiada: – Ale ta wiadomość będzie wtedy bez sensu. Za to Amerykanie i Kanadyjczycy najbardziej zaśmiewają się z żartów, w których ośmieszana jest czyjaś głupota. Dzięki temu mogą się poczuć lepsi. Teksańczyk: – A ty skąd? Absolwent Harvardu: – Z miejsca, gdzie nie kończy się zdania zaimkiem. Teksańczyk: – Aha. W takim razie pochodzisz skąd, dupku? Co ciekawe, Niemców, którzy często postrzegani są jako gburowaci, śmieszy niemal wszystko. W raporcie podsumowującym badanie Wiseman stwierdza, że to właśnie dowcip o myśliwych wygrał, gdyż ma wszystkie trzy cechy: absurdalną sytuację, nieporozumienie językowe i głupotę ludzką. Jednak zaznacza, że takie połączenie nie zapewnia sukcesu w opowiadaniu dowcipów na krańcu świata. Pośród nadesłanych żartów znalazły się też takie wygenerowane przez komputer, które pod uwagę brały teorie na temat konstrukcji dowcipów. Żaden nie znalazł się w czołówce. Na świecie są różne dziwne flagiJeśli film ci się spodobał nie zapomnij zostawić łapki w góre i suba :DOto zestawienie 10 najlepszych moim zdaniem samochodów świata .muzyka Fly Project - Toca Toca .Film 3DCzy jesteś w stanie podróżować w poszukiwaniu idealnej filiżanki kawy? Jeśli tak, koniecznie zapoznaj się z poniższą listą zawierającą najlepsze kawiarnie świata! Zobacz również: Kawiarnia tylko dla prawdziwych fanów Harrego! Zobacz wnętrze restauracji inspirowanej Potterem 1. Coffee Academics, Hong Kong2. Heart Coffee Roasters in Portland3. Café Central, Austria, Wiedeń4. Café Craft, Paris5. Department of Caffeine, Singapur6. Coffee Collective, Kopenhaga7. Small Batch Coffee in Brighton, Café Grumpy, New York City9. Forty Ninth Parallel, Vancouver10. Mind the Cup, Ateny11. Screaming Beans, Amsterdam12. Johan & Nyström, Sztokholm, Szwecja13. Fazıl Bey, Stambuł, Turcja 1. Coffee Academics, Hong Kong Miejsce popularne zarówno w Hong Kongu jak i na świecie, z powodu rewelacyjnej kawy jaką przyrządzają. Są laureatami wielu nagród. Gości z rożnych zakątków świata nie brakuje, którzy chcą wypić filiżankę kawy w klimatycznym lokalu. 2. Heart Coffee Roasters in Portland Jeśli będziesz mieć okazje wypicia tam kawy, spróbuj koniecznie połączenia espresso z lodami kokosowymi. 3. Café Central, Austria, Wiedeń Podróż do Wiednia bez odwiedzenia tego miejsca, była by nie kompletna. Jest to idealny sposób na spędzenie kilku godzin, pijąc kawę i podziwiając ten wyjątkowy wystrój. 4. Café Craft, Paris Na co dzień tłumów tam nie brakuje. Zapewniam Cię, że jeśli znajdziesz w Café Craft miejsce, smak tamtejszej kawy Ci to wynagrodzi. 5. Department of Caffeine, Singapur Oprócz doskonałej w smaku kawy, poleca się również herbatę. Szczególnie tłoczno robi się tam w weekendy, gdy podają specjalne menu. Największym uznaniem cieszą się francuskie tosty nadziewane bananami i polane syropem klonowym. 6. Coffee Collective, Kopenhaga Kawiarnia jest dobrze znana z klasycznego zestawu , który obejmuje espresso podawane z cappuccino w tradycyjnym stylu. 7. Small Batch Coffee in Brighton, Możesz cieszyć się chwilą spokoju z dala od zgiełku miasta, w tej malowniczej kawiarni . Zamów mrożoną kawę gdy siedzisz w barze, gdzie masz doskonały widok na miasto. 8. Café Grumpy, New York City Jeśli będziesz w okolicy, do Café Grumpy zaprowadzi Cię nieziemski aromat, gdyż ziarna kawy są tam palone na miejscu. 9. Forty Ninth Parallel, Vancouver Espresso w połączeniu ze świeżymi donutami. Czysta perfekcja. 10. Mind the Cup, Ateny Zachwycą Ciebie wzory na Twoim ulubionym latte oraz kawiarnia, która wygląda jakby prosto z filmu. 11. Screaming Beans, Amsterdam Wybierz się tam koniecznie na najlepszą kawę obowiązkowo ze śniadaniem na idealny początek dnia. 12. Johan & Nyström, Sztokholm, Szwecja Sztokholm jest zalany pod względem kawiarni. To miejsce różni się od innych tym, że zachęca ludzi do picia lepszej jakościowo kawy i organizuje w tym celu regularne szkolenia. 13. Fazıl Bey, Stambuł, Turcja Najwyższej klasy ziarna brazylijskie są palone i mielone na miejscu. Kawiarnia ta, która istnieje od 1920 roku, cieszy się w Turcji dużą popularnością. Zobacz również: Pierwsza kawiarnia z jeżami w stolicy Japonii, która w menu ma ich ponad 20 (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 15 Średnia: 5] kawałek smażonej polędwicy wołowej. kawał antała. kawał skały. zszyte kawałki futra. zarost w kawałach. zdobi stary kawał. łączy stary kawał z kozą. kawał glana! Wszystkie rozwiązania dla KAWAŁ DRANIA.
Karnawał – czas między świętem Trzech Króli a Środą Popielcową. Znany z hucznych zabaw, oryginalnych lokalnych tradycji i… obżarstwa. Karnawał bowiem to nie tylko czas beztroskich rozrywek, ale i pożegnanie mięsa na cały Wielki Post. Nazwa pochodzi od włoskiego słowa carnevale i oznacza dosłownie właśnie pożegnanie mięsa. I chociaż na całym świecie karnawał ma wspólne korzenie, to sposób bawienia się bywa skrajnie różny. Zapraszamy na TOP 10 największych imprez karnawałowych na świecie. 1. Miejsce pierwsze bezsprzecznie należy się brazylijskiemu karnawałowi w Rio de Janeiro. I chociaż trwa on stosunkowo krótko, bo zaledwie 4 dni, dzieje się na nim tyle, że nie sposób wszystkiego ogarnąć. Rozpoczyna się zawsze 40 dni przed Wielkanocą. Podczas karnawału króluje samba, a w czasie parady na gigantycznych platformach zwanych sambodronami prezentują się i jednocześnie rywalizują ze sobą najlepsze szkoły samby. Nie brak tu błyszczących, aczkolwiek skąpych kostiumów, karnawał w Rio znany jest z kuszącej nagości i… niesamowitych nakryć głowy! 2. Zima to dobry moment, by wybrać się na… Teneryfę! To właśnie tam w tygodniu poprzedzającym Popielec trwa karnawał w iście brazylijskim stylu. Bajeczne kostiumy, liczne pokazy, festiwale, wybuchające co wieczór fajerwerki, a przede wszystkim wybory Królowej karnawału i nieustająca muzyka taneczna. Ukoronowaniem karnawału jest finałowa impreza, podczas której pali się wielką papierową sardynkę. W tym czasie Teneryfę odwiedza aż pół miliona turystów! 3. Grand Canaria nie chciała być gorsza od swojej siostry Teneryfy i rokrocznie organizuje własny karnawał. Rozpoczyna się on po święcie Trzech Króli, ale najważniejsze są ostatnie trzy tygodnie przed Środą Popielcową. Oprócz tradycyjnej Królowej odbywają się także wybory Drag Queen. Motywem muzycznym karnawału na Grand Canarii jest batucada. Na ulicach można spotkać wiele… zespołów ulicznych, tych samych, które co dzień przygrywają turystom. Oczywiście z okazji karnawału przywdziewają „wyjściowe” stroje. 4. Miłośnicy karnawału w wyrafinowanym stylu powinni udać się do Wenecji. Dwa tygodnie przed Środą Popielcową zaczyna się tu prawdziwy karnawał z wyższej półki. Obowiązują peruki i maski. W programie jest wiele imprez, jednak główna zasada sprowadza się do odtworzenia prawdziwych balów maskowych sprzed kilkuset lat, karnawał w Wenecji bowiem może poszczycić się prawie tysiącletnią tradycją. 5. Karnawał w Viareggio to druga karnawałowa impreza we Włoszech, której warto przyjrzeć się bliżej. Jest o tyle nietypowa, że trwa w cztery ostatnie weekendy karnawału i tylko w weekendy. Jej istotą są parady gigantycznych kukieł z papier-maché. Nie są to byle jakie kukły, ale sylwetki aktualnych polityków, sportowców i ludzi ze świata kultury. Wielkość konstrukcji zadziwia, potrafią sięgać nawet szóstego piętra i ważyć blisko 40 ton! Na ulicach można spotkać ciekawie poprzebieranych mieszkańców Viareggio i gości, którzy w tym czasie licznie przybywają do miasta. 6. Zimowy karnawał w Quebecu znacznie różni się od tego, do czego przywykliśmy, słysząc słowo „karnawał”. Zaczyna się dwa tygodnie przed Ostatkami, ale na ogół nie kończy z nastaniem Popielca, lecz trwa jeszcze kilka dni. To typowy karnawał na śniegu, pełen śnieżek, wyścigów psich zaprzęgów, łyżwiarstwa, saneczkarstwa, rzeźb śniegowych i kąpieli śnieżnych. Dobra alternatywa dla tych, którzy nie lubią tańczyć. 7. Karnawał Mardi Gras w Nowym Orleanie przypada na ostatnie dwa tygodnie przed Środą Popielcową. Impreza jest dość specyficzna i raczej nie nadaje się dla dzieci. Co prawda nie brak tradycyjnych parad i ludzi ubranych w oryginalne, bajecznie kolorowe stroje, jednak (niestety zgodnie z tradycją) sporo z nich obnaża przed publicznością intymne części ciała. W zamian publiczność celuje w nich słodyczami. Impreza wybitnie dla bezpruderyjnych dorosłych. 8. Maleńkie wyspy na Morzu Karaibskim: Trynidad i Tobago, też mają własny karnawał. Gorąco, kolorowo, muzycznie i… rumowo, bo w czasie karnawału na Wyspach Kanaryjskich nie może zabraknąć rumu. Główną atrakcją jest konkurs zespołów grających na steel panach. I chociaż oficjalnie karnawał trwa tylko dwa dni przed Popielcem, to eliminacje, które także są okazją do dobrej zabawy, zaczynają się już dwa tygodnie wcześniej. Ciekawostką jest doroczna walka na patyki. 9. Wyspy Karaibskie są dość daleko, ale na karaibski karnawał można wybrać się znacznie bliżej, bo do… Londynu! Odbywa się on w nietypowym, bo nie karnawałowym terminie – w ostatnią niedzielę i ostatni poniedziałek sierpnia. Karnawał organizuje karaibska społeczność mieszkająca w Londynie, ale w imprezie może uczestniczyć każdy. Nie brak wyspiarskiej muzyki i karaibskich przysmaków. Na 40 scenach występuje aż 50 tysięcy artystów. 10. Karnawał w Oruro w Boliwii jest drugą co do wielkości tego rodzaju imprezą w Ameryce Południowej. Przypada na osiem ostatnich dni przed Popielcem. Przy dźwiękach południowych rytmów między innymi El Morendy i El Diablady toczy się niesamowicie bajeczny, kolorowy festiwal tańca. Wszyscy tancerze ubrani są w oryginalne stroje i obowiązkowo noszą maski. Trasa parady karnawałowej w Oruro to aż 10 kilometrów. Tancerze do swoich pokazów szykują się cały rok.
Na wstępie chciałem cię prosić o zasubskrybowanie kanału i zaznaczenie dzwoneczka. To rzekomo ma pomóc w zasięgach.A tu macie 10% rabatu na stronie CarVertic iStock Kawa jest najpopularniejszą używką na świecie. W niektórych krajach jest jednym z najczęściej spożywanych napojów. Ustępuje wyłącznie… wodzie. Dzieje się tak z wielu względów. Przede wszystkim kofeina zawarta w kawie sprawia, że jesteśmy pobudzeni. Kawa pomaga więc obudzić się o poranku. Dodatkowo, ostatnie badania pokazują, że kawa posiada również możliwość spalania tkanki tłuszczowej. Większość z nas sięga po sprawdzone odmiany, a często nawet nie wiemy, z jakiego gatunku ziaren powstała kawa, którą pijemy. Smakosze tego napoju sięgają jednak wyłącznie po najrzadsze odmiany o nietypowym smaku. Oto zestawienie najdroższych z nich. Siemka witam was w kolejnym filmiku :). Mam nadzieję że się spodobało. Jeśli tak to zostaw łapkę w górę,komentarz i zasubskrybuj kanał :). Jak wygląda Wąchock znany z kawałów i czy naprawdę ma okrągłe domy? Wspominamy w literaturze, dowcipach czy przysłowiach wiele miejscowości, które każdy zna, ale nic o nich nie wiemy. Tymczasem liczne atrakcje Wąchocka wprawiłyby w zdumienie niejednego kawalarza. Wąchock – siedziba cystersów Stary klasztor w Wąchocku. Fot. Shutterstock Zapewne wielu z Was było w Wąchocku, a być może nawet tam mieszka. Jednak spora część Polaków słyszała o tej miejscowości tylko w kawałach. Dziś spotyka się je rzadziej, a internet opanował inny rodzaj humoru. W dowcipach główną rolę odgrywał sołtys. Dlaczego w Wąchocku buduje się okrągłe domy? Żeby córka sołtysa nie spotykała się z kawalerami za rogiem. Ogólnie rzecz ujmując, Wąchock nie jest brany przez Polaków zbyt poważnie. Tymczasem to bardzo ciekawa miejscowość. Nie może mieć sołtysa, bo to nie wieś, a miasto. Leży w woj. świętokrzyskim, w powiecie starachowickim i mieszka tam około 3 tys. osób. Wąchock jest nawet siedzibą gminy. Okrągłych domów w Wąchocku nie ma, ale jest dużo innych ciekawych rzeczy. To w szczególności klasztor cystersów wąchockich w województwie sandomierskim. Zakonnicy przybyli tam z Francji, z opactwa Morimond. Już w XIII w. Wąchock urósł rangą, bo klasztor stał się samodzielnym opactwem, a dzięki licznym darowiznom był jednym z bogatszych na naszych ziemiach. Opactwo w Świętym Krzyżu (na Łysej Górze) nie dopuszczało by konkurencja osiągnęła zbyt duże znaczenie administracyjne. Benedyktyni ze Świętego Krzyża toczyli liczne sprawy majątkowe z wąchockimi cystersami, dlatego być może Wąchock został tak zapomniany i z biegiem lat stał się obiektem kawałów. Atrakcje Wąchocka – wille, stare zakłady i kaplice Zakonnicy przyczynili się do rozwoju przemysłu w Wąchocku i okolicach. Założyli kopalnie i zakłady metalowe, w Mostkach, Bzinie czy Starachowicach. Było to możliwe dzięki Kazimierzowi Jagiellończykowi, który w 1454 roku nadał Wąchockowi status miasta na prawie magdeburskim, a statut fundacji klasztoru wyraźnie dał prawo przeorowi klasztoru na wykorzystanie wszystkich złóż nad rzeką Kamienną. Już w średniowieczu powstały tam liczne kuźnie. Według danych historycznych w 1500 roku 22 spośród 289 kuźni na ziemiach Królestwa Polskiego znajdowało się w Wąchocku. Do ciekawych zabytków należy zaliczyć zespół fabryczny z XIX w. mieszczący się w tzw. pałacu Schenberga i kilku budynkach towarzyszących (pięć budynków fabrycznych, tama, urządzenia hydrotechniczne i przepusty na rzece Kamiennej). Romański kościół klasztorny pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Floriana w Wąchocku. Fot. Shutterstock Na uwagę zasługuje romański kościół klasztorny z XIII wieku widoczny na zdjęciu, który zachował niezmieniony układ od czasów cystersów. Został zbudowany wedle sposobu z północnych Włoch i był wielokrotnie przebudowywany. Cystersi dobudowali do niego kaplicę i kruchtę. Jest to najstarsza sygnowana, czyli podpisana budowla w Polsce. Na jej fasadzie widnieje podpis architekta Simona. Romański kościół klasztorny pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Floriana. Fot. Shutterstock W dawnym zajeździe z I połowy XIX w. mieszkał w czasie powstania styczniowego generał Marian Langiewicz. Na tutejszym cmentarzu parafialnym znajdziemy liczne mogiły powstańców styczniowych. Zachował się także cmentarz żydowski z ozdobnymi macewami. Atrakcje Wąchocka to także liczne drewniane wille i kaplice, a także kościoły. To miasto o bardzo bogatej przeszłości i z pewnością niejednego by zaskoczyło. Macewy na cmentarzu żydowskim w Wąchocku. Fot. omron, CC BY-SA Wikimedia Commons Jednak nikt tu nie ukrywa, że Wąchock jest obiektem dowcipów. Stoi tu pomnik sołtysa, a liczne atrakcje Wąchocka towarzyszą corocznemu Zjazdowi Sołtysów. Choć władzę sprawuje tutaj burmistrz, to sołtysi z innych miejscowości przyjeżdżają, aby zmierzyć się w konkurencjach sprawnościowych i intelektualnych. Niektóre wymagają od nich poczucia humoru. Pomnik sołtysa w Wąchocku. Fot. Marcin Witkowski, Wikimedia Commons, CC BY-SA Zapora na zalewie w Wąchocku. Fot. Omron, CC BY-SA Wikimedia Commons Weronika SkupinRedaktor serwisu która z pasją odkrywa i opisuje kolejne piękne miejsca w Polsce. Częściej wybiera plecak, hostel i eskapady w nieznane miejsca, niż walizkę, hotel i zorganizowane wycieczki. Wieloletnia dziennikarka prasowa. Jest saunamistrzem i startuje w zawodach saunowych. Odpręża się czytając książki, w wolnych chwilach biega. Uwielbia gry planszowe. cQ029.